piątek, 31 października 2014

Rozdział 19 - Liam

Oczami Liama
Był wieczór, dochodziła 21 godzina. Siedziałem samotnie w pokoju hotelowym w San Juan. Odkąd stała się ta tragedia minęło już wiele tygodni. Po wypadku, gdy tylko dopłynęliśmy do portu, od razu umiejscowili mnie w tym hotelu. Myśleli, że im pomogę w tej sprawie, ale co ja więcej wiedziałem jak tylko to, że wypadli za burtę w tę okropną noc. Przez te tygodnie nie mogłem odżałować, że ich wtedy zostawiłem. Co noc w śnie ukazuje mi się ten widok zalanego wodą pokładu oraz kiedy tylko o tym pomyśle, nadal czuję na twarzy silny wiatr i deszcz, wręcz uderzający w twoje ciało. Bałem się wtedy, dlatego wszedłem do środka, ale teraz wiem, że było to egoistyczne z mojej strony, zostawiać ich tam samych. Właściwie co ja sobie myślałem... jak może nic się nie stać w taki sztorm. Po następnych 10 minutach postanowiłem wrócić i zobaczyć co się z nimi dzieje, że tak długo nie wracają. Gdy wracałem tamtą drogą, zatrzymali mnie ochroniarze i musiałem im wytłumaczyć czemu idę w tę stronę. Wszystko im wyjaśniłem, choć wiedziałem, że trzeba będzie srogo za to zapłacić. Dla bezpieczeństwa poszli ze mną, gdy otwarliśmy stalowe drzwi, naszym oczom ukazała się pustka. Pusty pokład, nadal zalany wodą, ale całkowicie pusty. Ochroniarze od razu zaczęli interweniować, już po chwili przy drzwiach zebrało się z dziesięć osób z personelu. Paru z nich wyszło na pokład i pomimo deszczu zaczęli się rozglądać za burtą. W tym samym momencie zaświecili z góry ogromną lampę, którą skierowali na ogromne fale. Nic nie znaleźli, nawet pudeł, które również wypadły z pokładu. Stałem znieruchomiały i liczyłem się z najgorszym, ze straceniem moich bliskich przyjaciół. Ogłoszono alarm na statku i zaczęły się poszukiwania, czy aby na pewno nie ma ich gdzieś na statku. Jednak po całej nocy szukania nic nie znaleziono. Dowiedzieliśmy się tylko, że również jakaś para zginęła i także nie odnaleźli ich do dnia dzisiejszego.
  W końcu prom dopłynął do San Juan. Czekali tam na mnie moim rodzice oraz rodzice zaginionych. Przekazane im zostały wszystkie rzeczy topielców. Gdy tylko było pewne, że wypadli za burtę, powiadomili ich i wysłali specjalny samolot. Nie potrafiłem patrzeć w ich załzawione oczy. Bardzo cierpieli i cierpią nadal, a ich nadzieja z dnia na dzień ulatnia się. Później na prośbę rodziców zostały wysłane helikoptery, które miały przelecieć nad wyspami osadzonymi na trasie, którym płynie statek do San Juan. Latają tak dzień w dzień. Lecz przez te wszystkie tygodnie żadnej dobrej wiadomości nie usłyszeliśmy, jedynie złą, że ratownicy za pare dni rezygnują z ponownego przeprowadzenia akcji ratowniczej. Czyli prosto mówiąc wracamy do domu.
   Wyjrzałem przez okno na rozchodzące sie w dole morze. Nadal trudno w to uwierzyć, że ich ciała w nim pływały. Straszna świadomość.
   -Liam wszystko dobrze? - odezwała się moja mama, wchodząc do mojego pokoju.
   -Taa. - odsapnąłem i odwróciłem się w jej stronę.
   -Już niedługo wrócimy do domu i zaczniemy nowy rozdział w życiu. Cieszę się, że pomyślałeś wtedy i wróciłeś do środka. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym ciebie straciła skarbie. - wyznała, mocno obejmując mnie. - chodź bo, ratownicy chcą z nami porozmawiać.
Nie odpowiadając ruszyłem tuż za nią. Szliśmy korytarzem prowadzącym do windy. Nią zjechaliśmy na parter hotelu, skąd z holu zabrali nas wszystkich do jakiejś dużej sali konferencyjnej.
   -Wiem, że jest państwu ciężko. - odezwał się jeden z ratowników nadzorujących całą akcją. - ale robimy co tylko możemy, by ich odnaleźć, lub, wybaczcie, że to powiem. Udowodnić, że niestety nie udało im się przeżyć.
W tym momencie parę osób zaczęło płakać.
   -Tak jak kolega powiedział. - zabrał głos drugi z ratowników. - robimy co w naszej mocy, ale rozumieją państwo, nie zawsze wychodzi po naszej myśli. No, ale kończąc ze złymi wiadomościami. Mamy do przekazania, że jeden z naszych ratunkowych helikopterów wypatrzył coś dziwnego na jednej, z niedaleko oddalonej od nas, wyspie.
   -To czemu nikt tam nie wylądował i od razu nie sprawdził!? - krzyknęła pani Martin, mama Abi.
   -Spokojnie, gdy tylko wzejdzie słońce, ponownie rozpoczniemy akcje ratunkową i wyślemy przede wszystkim w tamtą strony helikoptery. Sprawdzimy to na pewno. Niech się państwo nie martwią i trzymają kciuki. Gdy będziemy coś więcej wiedzieć od razu damy znać. To tyle co chcieliśmy przekazać. Dobrej nocy i do zobaczenia w jutrzejszym dniu.
Wszyscy rozeszli się w swoje strony, zaś ja pozostałem by pogadać z ratownikami.
   -Jest jakaś szansa? - zapytałem.
   -Zawsze jest szansa. Ważne by nie tracić nadziei.
   -Mnie pan nie musi wciskać kitów, ja pytam poważnie.
Facet spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po chwili ciszy powiedział:
   -Na tych wyspach często przesiadują badacze. Wie pan próbują odkryć co nowsze fauny i flory, więc nie wykluczone, że trafiliśmy na jedną z takich baz badawczych. Ale nie traćmy nadziei, jutro wszystkiego się dowiemy.
   -Dziękuję, za choć trochę szczerą odpowiedź. - odparłem i odszedłem.
Byłem wściekły, że te spotkanie zostało w ogóle zorganizowane. Czy nie prościej by było powiedzieć im od razu, że nie ma szans, by ich odnaleźć. Zaś oni dodają otuchy i każą cierpliwie czekać. Na co? Nie oszukujmy się... na nic! Rodzice tych rodzin tak czy siak będą musieli pogodzić się ze śmiercią ich bliskich. Nic im życia nie przywróci.
   -Liam? Coś się stało? - spytał mój ojciec, który przyuważył mnie w holu głównym.
   -Uważam, że powinniśmy już pogrążyć się w żałobie. - odpowiedziałem ,nie zważając na to, że w holu byli również inni rodzice.
Odszedłem nic więcej nie mówiąc. Udałem się w stronę mojego pokoju. Jednak w drodze do niego postanowiłem wyjść na ogromny taras wychodzący na morze, by się przewietrzyć.
   -Harry gdzie jesteś? Louis gdzie się podziałeś? Niall gdzie zniknąłeś? Zayn gdzie cię wcięło? Wróćcie, czekamy na was. - powiedziałem kierując te słowa w stronę ciemnego morza, które w tej chwili zlewało się z równie ciemnym niebem.


OD AUTORKI: Na prośbę Anonima napisałam rozdział oczami Liama :) Uważam, że był to dobry pomysł, bo pokrótce dowiedzieliście się jak wypadek wygląda od innej strony ;) Jak myślicie, czy helikopter po nich wróci? Czy może okaże się, że także na innej wyspie znaleźli jakieś trop i biorą pod uwagę zupełnie inną wyspę jako miejsce przebywania naszych bohaterów? :) 

środa, 29 października 2014

Rozdział 18 - Ratunek?


Nazajutrz obudziłam się przy Zaynie, który jeszcze spał. Rozejrzałam się i spostrzegłam, że w nocy zasypialiśmy przy brzegu, zaś obudziliśmy się w zupełnie innym miejscu. Usiadłam i przeciągnęłam się, głośno ziewając. Słońce ponownie od samego poranka wręcz prażyło. Na niebie nie dało się zauważyć nawet najmniejszej chmurki. Nieopodal, w słońcu, leżał Harry z koszulką na głowie. Wstałam i ruszyłam w jego kierunku. Chłopak spał i chrapał. Chwyciłam go zdrową ręką pod pachą z zamiarem przesunięcia go do cienia, lecz tak jak przypuszczałam bez użycia drugiej ręki nic nie zdziałam. Szturchnęłam Harry'ego.
   -Nie śpij. - krzyknęłam, gdy się lekko poruszył.
Odepchnął mnie ręką i obrócił się na bok. Przykucnęłam przy nim i ponownie szturchnęłam. Chłopak jednak nie reagował. Po chwili podszedł do nas Louis z Niallem, trzymając w ręku skorupę kokosa z wodą. Odsunęłam się trochę i juz po sekundzie oszołomiony Harry stał na równych nogach. Trochę poprzeklinał na nas i w końcu się trochę uspokoił.
Harry nadal lekko podenerwowany przez niemiłą pobudkę poszedł w stronę morza. Zaś Louis i Niall poszli w jego ślady.
   -Widzicie tego ptaka? - zawołał Harry wskazując palcem na niebo. - czy to nie te ptaki co żywią się rybami? Bo jeśli tak to właśnie zeżarł nam obiad z naszego morza.
   -Ryba w tę czy we w tę, chyba nie zrobi nam różnicy. - odezwałam się, siadając na kamieniach przy brzegu.
   -Jak mi się nudzi. - powiedział Niall i wskoczył za Harrym do wody. - wciąż robimy to samo, śpimy, robimy, jemy, pieprzymy się i śpimy i tak na okrągło.
   -Powinieneś czuć się jak w raju Nialler. - powiedział Zayn, który przeciągając się szedł w naszą stronę. - nie wyspałem się.
 Niall zaśmiał się, zaś Zayn pocałował mnie w usta i delikatnie zajrzał jak się ma moja rana, dusząca się pod liściastym opatrunkiem.
   -Jest dobrze. - stwierdziłam, gdyż przyzwyczaiłam się już do bólu jaki sprawiała mi rana.
   -Nie jestem lekarzem, ale może dobrze by było, gdyby twoja rana odetchnęła świeżym powietrzem? - zapytał.
Sądziłam, tak jak i on, że z pewnością będzie lepiej gdy to miejsce zaczerpnie tlenu. Ściągnęłam, więc z pomocą Zayna mój opatrunek. Moje ramię nadal wyglądało na tyle okropnie, że chłopaki skrzywili się na jej widok. Sama nie czułam się dobrze z tak poszarpaną skórą, jednak miny Nialla, Louisa i reszty nie pomagały mi w niczym, a wręcz przeciwnie, peszyły mnie.
   -Może wybierzemy się w dżunglę dzisiaj? - zaproponował Harry.
   -Dobry pomysł. - odpowiedziałam.
   -Nie miałem na myśli ciebie Abi, dziwię się, że po tym co się stało ciągnie cię jeszcze do dziczy. Pójdziemy w czwórkę, a ty z Sherii zostaniecie.
   -Ja z Zaynem pójdziemy wzdłuż plaży. - stwierdził Niall. - a Louis i ty Harry wejdziecie wgłąb dżungli.
Chłopacy uzgodnili wszelkie szczegóły ich dzisiejszej wyprawy. Ich przechadzka w poszukiwaniu przydatnych rzeczy nie miała trwać więcej, niż do wieczora. Dzięki temu nie martwiłam się, byłam pewna, że wrócą przed nocą. A przede wszystkim byłam spokojna o to, że nie będą chodzić po ciemku. Uprowadzenie przez jakiegoś wiariata im już nie grozi, lecz kto wie co jeszcze czai się na tej wyspie. Z mordercą na bezludnej wyspie ja sobie poradziłam, co prawda zostałam skrzywdzona psychicznie i skały w morzu prawie odrąbały mi ramię, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Choć tak właściwie nic dobrego nam to nie dało, jeśli nie liczyć pozbycia się Hectora.
Kiedy chłopacy wyruszyli, postanowiłam znaleźć Sherii, którą nie widziałam od początku dnia. Dziewczyna nie przyszła nawet, by życzyć szczęścia w wędrówce. Nie było wiele miejsc, w których mogła się schować. Zajrzałam, więc do każdego z szałasów, lecz tam jej nie było, poszłam do naszego wychodka, jednak tam również jej nie znalazłam. Sherii się rozpłynęła.
   -Sherii! - zaczęłam wołać przyjaciółkę. - gdzie jesteś?
   -Tutaj! - usłyszałam głos dochodzący zza szałasu.
   -Wszystko dobrze? - zapytałam, gdy ujrzałam przyjaciółkę skuloną w cieniu z opłakaną twarzą.
Dziewczyna nie odpowiedziała, a jedynie pokiwała przecząco głową, zaś z jej oczy wypłynęły następne stróżki łez.
   -Hej kochana, co się stało? - spytałam, przysiadając się do niej.
Sherii wtuliła się we mnie, szturchając mnie przy tym niechcący w chore ramie. Jednak próbowałam zignorować ból, by jej nie odepchnąć od siebie. Nie chciałam jej zrobić przykrości, tym bardziej, że w tym momencie potrzebowała czułości.
   -Spóźnia mi się okres. - oznajmiła i mocniej objęła mnie rękoma.
   -Ile czasu?
   -Jakieś trzy dni. I boję się, że mogę być w ciąży. Dobra, może nie tego się boję najbardziej. Z resztą sama wiesz co ja wyrabiałam... nie trzymałam się jednego chłopaka.
   -Nie panikuj trzy dni w tę czy we w tę nie oznaczają od razu całkowitego braku miesiączki. - zaczęłam ją pocieszać. - zobaczysz jutro ją już dostaniesz. Poza tym ja okresu nie mam od paru tygodni. Pewnie to wina złego żywienia i sytuacji w jakiej jestem. Zbyt dużo krwi ucieka mi inną stroną. - zaśmiałam się sztucznie, pokazując na moje ramię.
Jednak ten denny żart rozweselił trochę Sherii.
   -Strasznie się boję. Jeśli to będzie prawda, nie wyobrażam sobie wyjawić tego przed chłopakami. Poza tym ja, jako matka? I w dodatku okoliczności w jakich się znajdujemy. To będzie katastrofa.
   -Nie przesadzaj, zobaczysz, że nie jesteś w ciąży Sherii. Nie myśl o tym, bo tylko się nakręcasz. Rozpalimy już ognisko, bo wiesz, że zbytnio nam to nie idzie, a chłopaki będą pod wieczór.
   -Ci. - uciszyła mnie nagle przyjaciółka.
   -Coś źle powiedziałam?
   -Abi cicho! Słyszysz?
Zaczęłam się rozglądać i nasłuchiwać, lecz prócz zwykłych odgłosów fal i ptaków, nic dziwnego nie słyszałam. Jednak już po chwili zdołałam dosłyszeć, raczej niecodzienny dźwięk.
   -Co to? - zapytałam zdziwiona i trochę przestraszona.
   -Czy to nie? - odpowiedziała pytaniem Sherii, po czym wybiegła na środek plaży. - to helikopter!
Ruszyłam za nią, w oddali zauważyłyśmy zbliżający się punkt na niebie. A dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy. Sherii zaczęła krzyczeć i machać rękoma, pomimo tego, że w tej chwili i tak nie byliśmy widoczni z góry.
   -Pomóżcie nam! - krzyczała ile sił w płucach, wciąż wymachując rękoma. - nie chcę tu umierać! Pomóżcie, tutaj jesteśmy!
Chciałam także pomóc, a z moją ręką było to niemożliwe, więc zaczęłam rysować wielkie litery "sos". Postanowiłam zrobić, to co pierwsze przyszło mi na głowy. Helikopter był coraz bliżej, więc spieszyłam się by skończyć napis, który miał przykuć na nas uwagę. Gdy maszyna była tuż nad nami, nie zważając na ranę, również zaczęłam machać rękoma i wołać o pomoc. Jednak, ku naszemu zdziwieniu helikopter odleciał, jak gdyby nas nie widział.
   -Kurwa! Widziałaś to?! - odezwała się Sherii. - to niemożliwe, kurwa, że nas nie widział, leciał nad naszymi głowami! Kurwa! Abi, czemu nic nie zrobiłaś?!
   -Przecież nabazgrałam wielki napis na piasku! To nie moja wina, że odleciał!
   -Mogłaś od razu razem ze mną machać! A nie zabierać się za gówniane pisanie.
   -Kurwa przepraszam, że mam ramię, które trzyma się tylko dzięki kościom, mogłaś głośniej krzyczeć, a nie masz do mnie pretensje dziewczyno! Albo mogłaś biec za nimi!
   -Oh! Wkurwiasz mnie, wiesz? Jesteś żałosna!
   -Ja jestem żałosna?! To ty nie wiesz z kim będziesz miała dziecko, bo ruchałaś się z każdym w obozie. I nie myśl sobie, że każdy z tych chłopaków jak się dowie to się ucieszy. Za pewne będą się modlili, by dziecko do nich nie należało!
   -No i chociaż korzystam z życia, a nie tak jak ty. Tylko marzysz o tym jedynym i w kółko jak chcę cię przekonać do wyszalenia się to pierdolisz "ten jedyny". I twój Zayn też mnie przerucha, bo nie myślisz chyba, że on chcę ciebie już na zawsze.
   -Wypierdalaj od Zayna, bo cie zabije! - zagroziłam jej, gdyż czułam się strasznie przez nią urażona.
   -To zrobisz to jak już Zayna penis zagości u mnie.
   -Ok, ale ręce Nialla przeszukiwać będą moje ciało, a nie twoje.
   -Słucham!? - wykrzyczała, a ja ucieszyłam się, ponieważ najwidoczniej trafiłam w jej najsłabszy punkt.
   -I będzie namiętnie całował, każdy skrawek mojego ciała. - dodałam. - i masował mnie oraz pieścił. Zaś ja wplotę dłonie w jego blond włosy i będę go zachęcała do większego zdradzania ciebie.
   -Nie zrobisz tego! Kurwa, nie waż się ruszyć mojego Nialla!
   -Twojego? Jesteś pusta Sherii, mówisz, że Zayn nie bierze mnie na poważnie, więc jeśli on mnie nie kocha, to raczej nie sądzisz, że Niall ciebie darzy takim uczuciem? Gdy jest zmuszony przeżywać jakieś trójkąciki i inne dziwne zabawy jakie robicie po nocach. Jakoś nie widać po nim, że lubi takie rzeczy.
   -Wiem lepiej co lubi, więc się odwal od niego!
   -A ty odwal od Zayna i mnie!
   -Hej dziewczyny! Spokojnie! - krzyknął Harry i stanął między nami. - co się stało?
   -Ta idiotka zamiast mi pomóc to kurwa rysowała jakiś sos na piasku. I przez nią helikopter odleciał.
   -O też widzieliście, przyszliśmy wcześniej, bo leciał w waszą stronę, mieliśmy nadzieję, że może gdzieś tu wylądował. - odezwał się Louis.
   -Abi dobrze zrobiła, lepiej od ciebie. - powiedział Niall z pretensją. - i nie wyruchasz Zayna, z resztą mnie też już nie. Abi ma rację, nie ciągną mnie takie rzeczy co ciebie.
Sherii zbladła, a łzy napłynęły jej do oczu. Jej mina wyrażała w tym momencie ból. Dostała ogromnego kosza od chłopaka, w którym, nie ukrywając, była na prawdę zakochana. Z pierwszej chwili nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, jak ma się zachować, po czym pobiegła w stronę naszego wychodka. W tym samym momencie poczułam czyjeś ręce na swoich biodrach.
   -Cześć skarbie, jak spędziłaś te pare godzin beze mnie? - powiedział mi do ucha Zayn.
   -Tak sobie. - odparłam i odeszłam od niego.
Po tym co powiedziała Sherii dostałam wątpliwości co do Zayna. Nie byłam niczego pewna, a nie chciałam być jego dziewczyną na chwilę, tym bardziej, że dzięki przelatującemu helikopterowi wróciła nam nadzieja na uwolnienie się z bezludnej wyspy i powrócenie do normalnego życia.


OD AUTORKI: Przepraszam, że musieliście czekać tak długo na następny rozdział.
Ponieważ to opowiadanie małymi krokami dobiega końca, mam do Was pytanie, jeśli zacznę pisać następne to kto będzie chętny by je czytać ? I jak uważacie rozpoczynać w ogóle następne, czy dać sobie spokój ? :) 

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 17 - Miłość jest gorąca

*** <---- pamiętasz? jeśli nie spójrz na prawą stronę. ;)
   Pomógł ściągnąć także mój t-shirt i moje spodenki. W końcu wziął mnie na ręce i pomału zaczął wchodzić do wody. Przez ostatnie tygodnie mój kontakt z wodą ograniczał się do szczególnego uważania na ranę. Co dwa dni zmuszałam się by zamoczenia całego ciała, by móc odkazić także moje ramię, lecz były to najgorsze momenty mojego życia. Wyłam z bólu i dopiero po godzinie od moczenia rany potrafiłam się uspokoić, ponieważ ból lekko zanikał.
  Było już ciemno, jak zwykle ciepło, z dala dało się słyszeć śmiechy Nialla i Sherii, oraz rozmowy Louisa z Harrym. Oplotłam nogami talię Zayna, a chorą rękę zawiesiłam na jego karku. Przywarłam do ust chłopaka, a on odwzajemnił pocałunek. Mocniej przycisnął mnie do siebie, cały czas wchodząc głębiej w morze. Gdy woda sięgała do naszych żeber Zayn zatrzymał się i zaczął mnie namiętnie całować. Czułam się z nim na prawdę dobrze, wręcz jak w niebo wzięta. Ból ręki w tych momentach zupełnie ustawał. Znikał. Chłopak nagle przeszedł z pocałunkami niżej, na moją szyję. Całował ją delikatnie i co jakiś czas leciutko przyssawał się wywołując uśmiech na mojej twarzy. Po chwili jego pocałunki zeszły jeszcze niżej. Powoli składał całusy na moim dekolcie, starając się nie pozostawić nawet milimetra skóry, nie obdarzonego jego ciepłymi ustami. Lekko odchyliłam głowę do tyłu. Z narastającego podniecenia moje nogi mocniej zacisnęły się w okół Zayna, na co on zareagował:
   -Kochanie, udusisz mnie.
W tym momencie chłopak lekko zsunął sobie mnie, w taki sposób, że teraz oplatałam go w biodrach, po czym docisnął mnie ręką do siebie i zaczął składać pocałunki na moim karku i zdrowym ramieniu.
   -Mówiłem ci, że mnie pociągasz? - szepnął mi do ucha, a moje policzki zarumieniły się.
   -Nie Zayn, nie wspominałeś. - odparłam, zgrywając odważną i pewną siebie.
Jego jedna dłoń powędrowała na mój pośladek i przycisnęła mnie do jego ciała.
   -Abi strasznie mnie podniecasz. - powiedział przy moim uchu, przez zaciśnięte zęby.
Chłopak zaczął wychodzić z wody, cały czas trzymając mnie na rękach. Gdy byliśmy na brzegu, postawił mnie na piasku, a ja ponownie przywarłam do jego ust i zaczęłam go chciwie całować. Usiadłam na plaży, oddalając się by woda podczas fali nie omyła mi ramienia. Zayn nachylił się nade mną i kontynuował nasz namiętny pocałunek. Dłonią przejechałam po jego gorących, gołych plecach. Po czym zaczęłam całować jego także rozgrzany tors. Naśladowałam go, starając się składać delikatne, mokre pocałunki, a co chwila przygryzać i przysswać jego skórę. On także mnie bardzo pociągał. Z sekundy na sekundę pragnęłam go coraz bardziej. Zayn przerwał mi, a następnie zaczynając od ust, całował coraz niżej. Przeszedł przez mój dekolt, przy czym doprowadził mnie do spontanicznego podniesienia z emocji moich bioder, ponieważ wycałował dokładnie także miejsca zakryte przez stanik. Później zatrzymał się na brzuchu, gdzie zrobił dwie malinki, dodając z uroczym uśmiechem:
   -Zostawiłem ślady, więc teraz jesteś moja.
Dalej doszedł do mojego podbrzusza, a ja ze zdenerwowania chciałam skrzyżować nogi, lecz nie udało się to, ponieważ chłopak siedział między nimi. Moje podniecenie nagle gwałtownie zmalało. Chwyciłam chłopaka za ramię i przyciągnęłam do siebie. Z moich oczu wypłynęły łzy.
   -Kotku? Co się stało? Coś źle zrobiłem? - zapytał zaniepokojony.
   -Chyba, chyba nie jestem gotowa. - powiedziałam, a chłopak oparł swoje czoło o moje.
   -Wiem, że on cie skrzywdził, wiem o tym. Gdyby żył znalazłbym go i zabił własnymi rękoma. Ale Abi mnie nie masz się co bać. Nic ci złego nie zrobię. Proszę, zaufaj mi. - powiedział, po czym dodał. - jeśli nie chcesz to poczekamy, aż mi zaufasz, aż twoja psychika wyleczy się, pomogę ci wyjść z tej traumy.
   -Chcę. - powiedziałam, choć sama nie byłam do końca tego pewna.
   -Na pewno? - zapytał, by się upewnić. Przytaknęłam głową i próbowałam na nowo się rozluźnić. Sięgnęłam dłonią do gumki od majtek chłopaka, a on uśmiechnął się do mnie i pomógł mi je zsunąć, a następnie zabrał się za moje spodenki i resztę.
   -Ze spokojem kotku, nie spinaj się, bo nie wyjdzie i tylko się zdenerwujesz. - radził.
Zamknęłam oczy, a Zayn zaczął całować ponownie moją szyję, moje pożądanie ponownie powróciło. Znowu było mi z nim dobrze, a w tym momencie jeszcze lepiej. Podczas tej wspaniałej chwili myślałam o koszmarnym pierwszym razie z Hectorem, po którym byłam cała obolała i zażenowana. W końcu wyrzuciłam z siebie te myśli, gdyż ten czas nie należała do odpowiednich na takie rozmyślenia. Ucałowałam ramię Zayna, pozostawiając lekko zaczerwienione miejsce.
   -Wszystko dobrze kotku? Podoba ci się?. - wydyszał.
   -Tak jest cudownie, a u ciebie? - zapytałam, a długie jęknięcie wyrwało się z moich ust.
   -Wspaniale.
Chłopak chciwie pocałował mnie w usta, przygryzając moją dolną wargę. Przejechałam paznokciami po jego plecach, a on lekko wygiął się przysparzając mi, jak do tej pory, najwięcej niezwykłego uczucia. Moje usta otwarły się wypuszczając następne jęknięcie, zaś oczy zacisnęły się. Zayn pomału podniósł się i usiadł na piasku, biorąc mnie na swoje nogi. Tak jak poprzednio, będąc w morzu, zacisnęłam
nogi na jego biodrach. Po chwili nasze usta ponownie były złączone ze sobą i namiętnie się całowały. Jego dłoń masowała moje plecy, zjeżdżając, aż do pośladków i przyciskając mnie parokrotnie do jego dolnej parti ciała. Zaś druga jeździła po moim udzie. W jeden chwili chłopak wypuścił z siebie pare mocnych jęknięć, po czym jego oczy i szczęka zacisnęły się. W tym samym momencie ja poczułam równie silne uczucie, którego doświadczyłam przed kilkunastoma minutami. Chłopak opadł na piasek, a ja na jego klatkę piersiową, która w tej chwili mocno podnosiła się i opadała.
   -Jak się czujesz kotku? - zapytał, gdy jego oddech unormował się.
   -Fantastycznie. - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
   -Ja też, dziękuje ci. - odparł, pomógł mi się ubrać, po czym mocno przytulił mnie do serca.


OD AUTORKI: Krótki, bo krótki ale mam nadzieje, że się podobał :) Tak jak pisałam już wcześniej, przez dwa tygodnie raczej rozdział się nie pojawi, postaram się dla Was, ale nie obiecuje, dodać w następny weekend coś.
Dziękuję za komentarze i pozdrawiam! :)

czwartek, 9 października 2014

Rozdział 16 - Szczęście w nieszczęściu


   Jakieś dziwne, obleśne robactwo usiadło na moim opatrunku i trudziłam się od samego przebudzenia by tego czegoś pozbyć się z siebie. W końcu, trzepnęłam insekta, a zarazem przysporzyłam sobie okropnego bólu rany.
   Czułam się osłabiona, jednak nie to było najgorsze. Z pierwszej chwili zupełnie nie miałam pojęcia gdzie się znajduję. Byłam w jakimś zadaszonym namiociku, który z jednej strony nie miał ścianki. Przypominał przewrócony trójkąt bez podstawy. Pomieszczenie było na tyle wysokie, że gdy usiadłam do skośnego dachu nadal było wysoko. Pomału wysunęłam się z namiotu i zaczęłam się rozglądać. Tuż koło mnie ujrzałam Sherii, który odkrawała właśnie rybią głowę. Z pierwszej chwili nie wiedziałam czy jestem już na innym świecie, czy jakimś cudem ktoś mnie znalazł. Gdyby to było niebo nie miałabym bolesnej rany na ramieniu, to był odpowiedni argument na to, że nadal żyje.
   -Cześć Sherii. - powitałam przyjaciółkę, a ona odskoczyła jak poparzona.
Spojrzała na mnie wystraszonymi oczami, a w nich zaczęło pojawiać się łzy.
   -Kurwa Abi. - rozpłakała się. - Ty żyjesz, ty na prawdę żyjesz. Kocham cię i strasznie tęskniłam, myślałam, że nie żyjesz. Tak bardzo się bałam. Zmieniałam ci opatrunek, ale bałam się, że robię
coś źle.
Dziewczyna objęła mnie, a ja zaskrzeczałam z bólu.
   -Przepraszam. - pisnęła.
Pomału wstałam i w oddali zauważyłam Zayna, który pomagała Louisowi łowić ryby. Moje osłabienie zniknęło i zaczęłam biec w jego stronę.
   -Zayn! - krzyknęłam, a on rozkojarzony zaczął się rozglądać.
   -Boże, Abi! Kochanie moje! - wrzasnął.
Biegłam , nie zatrzymując się ani na chwile, w końcu gdy byłam blisko chłopaka skoczyłam na niego i mocno objęłam ręką i nogami. Zayn opadł na piasek, cały czas tuląc mnie do siebie.
  -Błagam wybacz mi, błagam! Przepraszam, że ciebie zostawiłem, błagam o wybaczenie. Tak bardzo ciebie przepraszam! Abi tak bardzo cie kocham, tak pragne żyć z tobą.
   -Mówisz to serio? - zapytałam, oszołomiona tymi wyznaniami.
   -Tak, chcę wyjść za ciebie, najlepiej jak najszybciej. Co ja wygaduje, nawet się wielce nie znamy. Przepraszam, to jak już się poznamy to chcę jak najszybciej za ciebie wyjść. Tak bałem się, że cię stracę Abi, tak bardzo się bałem...
   -Kocham cię Zayn - przerwałam chłopakowi jego tłumaczenie.
Przez te parę dni nie widzenia Zayna zrozumiałam, że jestem w nim zakochana. Pomimo, że się nie znamy to te trudne przygody zbliżyły nas do siebie o wiele mocniej niż rozmowy na temat jaki jest twój ulubiony kolor czy też jak wyobrażasz sobie swoje życie w przyszłości. Takie rzeczy o sobie w końcu się dowiemy, ale w zwykłym związku nie nauczylibyśmy się szybko radzenie sobie razem w trudnych sytuacjach.
  Chłopak patrzał na mnie z niedowierzaniem i jakby zastanawiał się co mu właśnie powiedziałam. Przez moment zrobiło mi się nawet głupio, ale w końcu odpowiedział:
   -Na prawdę odwzajemniasz moje uczucia?
A mi kamień spadł z serca i mocno wtuliłam się w chłopaka. Czułam się w końcu bezpiecznie i na nowo zachciało mi się żyć.
   -Jesteś głodna Abi? - zapytał Louis, kładąc świeżo złowioną rybę na ognisko.
   -Bardzo. - odparłam.
Zayn pomógł mi wstać, gdyż moja ręka nie nadawała się do niczego. Właściwie była zbędna. Sherii przygotowała liście palmy, które imitowały talerze. Na prawdę dobrze się sprawowały, jedzenie nie spadało i dało się je przytrzymać, pomimo tego, że było gorące. Ryby upieczone przez Louisa były smakowite, może nie, aż tak jak jedzenie, które szykował Hector, ale dało się nacieszyć jego smakiem. Po obiedzie zjedliśmy pomarańcze, które chłopcy zerwali w miejscu, w którym mnie znaleźli. Miałam już możliwość ich spróbować i po sobie wiem, że są wyśmienite. Soczyste, słodkie i delikatne. I nie dziwiłam się, gdy wszyscy zaczęli je zachwalać i jeść jakby od miesiąca nic nie mieli w ustach.
   -Abi? Opowiesz nam co się stało? - zapytał Harry z powagą na twarzy, jak gdyby wiedział, że sielanki nie przeszłam.
   -Emm... - przekłam kawałek pomarańczy. - jakoś nie uśmiecha mi się opowiadać.
   -A co stało się z Olivią? - spytała Sherii.
   -Nie wiem, nie widziałam jej ani razu. - odpowiedziałam ze zdziwieniem. - myślałam, że jest z wami na plaży.
   -Nie, ona poszła z Hectorem jak Ty, Zayn i Harry wyruszyliście do dżungli.
Od razu w głowie poskładałam sobie całość. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie wiedziałam jak się zachować, miałam ochotę wstać i ruszyć przed siebie, jednak wiedziałam, że moim znajomi także chcieli by wiedzieć całą prawdą. Uważałam, że na nią zasługują. Reszta patrzała na mnie z poważnymi minami, nie wiedząc co powiedzieć.
   -Wydaje mi się, że ją zabił. - powiedziałam krótko, po czym Niall, aż zakrztusił się. Sherii oczy błądziły po piasku, zaś jej usta były lekko otwarte. Zayn wpatrywał się w iskrzące ognisko, a Louis patrzał na mnie z  troską, jakby chciał powiedzieć: szczęście, że Cię znaleźliśmy.
   -Obudziłam się przywiązana przy jakimś jeziorze. Nie wiedziałam gdzie jestem. Szumiała woda, więc miałam nadzieje, że blisko plaży, jednak okazało się, że do tego jeziora wpada wodospad. Potem ujrzałam Hectora, uprowadził mnie, groził, że zabije Zayna przy najbliższej okazji. - mówiłam, krztusząc się łzami. - mówił, że mnie wypuści gdy szczerze powiem, że go kocham. Całował mnie, dotykał i... miałam dosyć. Zrobił mi krzywdę. W końcu postanowiłam, że ucieknę w nocy. I jakoś mi się to udało, ale musiał się obudzić, bo w końcu mnie dogonił, gdy ja dobiegłam do krawędzi jakiś klifów. Nie wiedziałam co robić, nie chciałam trafić ponownie w jego ręce, więc skoczyłam. Potem, gdy byłam we wodzie widziałam jak on wpada do wody i rozbija się o skały. Następnie musiałam zemdleć, ponieważ nic nie pamiętam do czasu przebudzenia się na plaży.
Zayna mięśnie podczas mojej opowieści napinały się, a jego szczęka wręcz chodziła. Sherii uroniła łzy i chwyciła mnie za dłonie.
   -Jesteś już z nami, Twój koszmar się skończył. - powiedziała. - a co było dalej?
   -Postanowiłam iść wzdłuż plaży, wkrótce byłam już tak wyczerpana, że usiadłam przy drzewach pomarańczy, z myślą by spędzić tam swoje ostatnie godziny życia. A na koniec obudziłam się w szałasie w naszym obozie.
Przez chwile panowała totalna cisza, wszyscy byli zapatrzeni w jedno wybrane przez nich miejsce, a najbardziej Zayn. Bałam się, że przez to traumatyczne zdarzenie, o którym teraz zapewne obydwoje myśleliśmy, chłopak odrzuci mnie. Nie chciałam go stracić. Sherii pewnie powiedziałaby: co się przejmujesz, masz jeszcze dwóch do wyboru. Lecz ja chciałam Zayna.
   -To co na kiedy planować ślub? - zapytał nagle Niall, zmieniając niezręczny temat i patrząc to na mnie, to na Zayna.
   -Najpierw będzie nasz! - zarządziła Sherii i uśmiechnęła się do blondyna, na co on zrobił ogromne oczy.
   -Sherii? - spytałam z nie dowierzaniem, ponieważ z jej polotem do facetów nie wyobrażałam sobie jej w stałym związku, a co dopiero w małżeństwie.
   -No co? - odpowiedziała. - kiedyś trzeba się w końcu ustatkować, wiele lat życia mi nie zostało.
Dziewczyna miała całkowitą rację, pozostało nam nie wiele lat życia. Wciąż siedzieliśmy na bezludnej wyspie i choć już radziliśmy sobie z większością trudów jakie nas spotykają, to nasze życie nie należało do normalnego. Zdawaliśmy sobie sprawę, że na wyspie może zapanować jakaś choroba, na którą nasz organizm nie jest uodporniony i będzie po nas. W tym momencie przyjaciółka na prawdę dała mi do myślenia. Uświadomiła mi, że już nigdy nie zobaczę mojej rodziny. Właściwie nie zobaczę już nikogo, prócz Sherii, Zayna, Harry'ego, Nialla oraz Louisa. Przez następne lata to oni staną się moją rodziną. Było mi przykro z powodu tego, że nie zrealizowałam swoich życiowych celów i już nigdy ich nie zrealizuje. Nie pójdę na studia, nie znajdę nowych znajomych, nie skończę szkoły, nie zacznę pracować, nie wyprowadzę się z domu, nie zaręczę się, nie zaplanuje swojego ślubu, nie będę miała ślubu, nie założę rodziny oraz ominie mnie wiele, wiele więcej zdarzeń.

 Od czasu, gdy Sherii mi to uświadomiła dzień w dzień rozmyślam o tym samym. Najczęściej pod wieczór, gdy zachodzi słońce i jak codziennie wygląda jak gdyby nasza wielka żółta kula, noc spędzało pod wodą. Wyobrażam sobie wtedy jak wyglądałoby moje życie teraz, gdybym była w domu. Co bym robiła? Jak się czuła? Od kiedy Zayn i Harry mnie znaleźli, wyczerpaną, ubrudzoną, na skraju życia i śmierci minęły już dwa, może trzy tygodnie. Jestem im za to wdzięczna, bo w głębi duszy nie chciałam tego dnia umierać. Moja ręka nadal nie wygląda na zdrową. Zayn cały czas pilnuje mnie, bym za dużo jej nie przemęczała, myśl, że mogę ją stracić strasznie motywuje do jej oszczędzania, aczkolwiek często trudno jest mi bez niej żyć. Życie tutaj jest ciągłą walką. Czujesz się jak gdybyś ciągle był w pracy. Nie da się iść do sklepu i kupić posiłek na który akurat ma się ochotę. Trzeba samemu sobie go złowić, zebrać i przygotować. Nie można wejść do łazienki i zrobić od tak podstawowych rzeczy. Trzeba iść kilometr pieszo, zrobić w dziurę, wstrzymując powietrze, bo śmierdzi i co jakiś czas zakopać ją i wykopać nową. Wszystko co w domu zdaje się proste, tutaj jest trudne i zajmuje do paru godzin. A bez ręki jest to o wiele trudniejsze. Właściwie mamy tutaj mało rozrywki. Kąpiele w oceanie, do którego odkąd mam ranę wchodzę z niechęcią. Nie dlatego, że dostałam jakąś traumę po skoku, lecz dlatego, że woda jest słona i boli. Wygłupy na plaży, ale ile można się wygłupiać, gdy jest strasznie gorąco, a woda do picia nie leci z kranu. Rozmowy, plotki i wspomnienia. Oraz, nowa rozrywka Sherii, która mnie wręcz przeraziła - smakowita ekstra kolacja sandwichowa, wystarczy przeczytać pierwsze litery tych słów, by wiedzieć o co chodzi. Dobranie tych słów, nie miało większego sensu. Jednak jak się okazało miało głębszy sens, słowo "smakowite", "ekstra" i "kolacja" rozumiałam, ponieważ ta czynność dla Sherii jest jedna z  ulubionych i zdarza się, w jej przypadku zazwyczaj w nocy po kolacji. Zaś wyraz "sandwich" dało mi do myślenia, ponieważ kanapka nie jest stworzona z tylko dwóch rzeczy. Gdy domyśliłam się o co chodzi, nie miałam więcej pytań, kazałam im chodzi jak najdalej obozu. Dla Zayna także było to wariactwo, cieszyła się, że choć ktoś stoi po mojej stronie.
   -Na zachowanie młodych nastolatków nie poradzisz. - powiedział dosiadając się do mnie.
   -Odezwał się stary. - odparłam z śmiechem.
   -Nie bawi mnie coś takiego, wole z tą którą kręci mnie najmocniej.
   -Rozumiem, że mówisz o mnie, tak?
   -Właśnie Abi. - przyznał i dał mi wielkiego całusa w usta. - wole poczekać, aż będziesz gotowa, a nie robić jakieś trójkąciki, by mieć chwile rozrywki.
Podobało mi się podejście Zayna, ponieważ identycznie sądziłam.
   -Ręka boli? - spytał i zajrzał za liścia, którym miałam opatuloną rękę.
   -Boli, ale miałabym ochotę się wykąpać. - przyznałam. - z tobą.
Zayna oczy zabłyszczały, a kąciki jego ust lekko podniosły się.
   -Z miłą chęcią zrobię wszystko by twoja rana nie zamoczyła się. - odparł i ściągnął z siebie koszulkę, którą miał na sobie.



OD AUTORKI: Uprzedzam, że przez następne dwa tygodnie nic nie dodam, ponieważ nie będę miała czasu. Może, ale to może, jeśli będziecie chcieli, a uda mi się napisać to następny dodam w tą niedziele :) Ale nie obiecuje.
Mam nadzieje, że się podoba :)
Może chcielibyście by było czegoś więcej w rozdziałach? :) Np.: więcej rozdziałów, oczami Zayna, bądź Sherii, albo więcej miłości w rozdziałach? :) Piszcie! 

czwartek, 2 października 2014

Rozdział 15 - Odnaleziona

Oczami Zayna

  Następny dzień bez Abi powoli dobiegał końca, jak zwykle szykowaliśmy się na zwiady do dżungli. Każdego dnia przez przynajmniej godzinę
chodziliśmy po lesie i wypatrywaliśmy choćby jakiś wskazówek, które mógłby nas naprowadzić do miejsca w którym znajduje się Abi. Przez te noce bez niej myślałem o niej cały czas i nie potrafiłem sobie wybaczyć, że ją zostawiłem, trzeba był z nią stać wtedy i poczekać. Czułem się okropnie, gdy usłyszałem jej krzyk, który rozniósł się takim echem, że wraz z Harrym nie wiedzieliśmy skąd dobiegł. Gdy nad ranem, po dobrych godzinach przeszukiwania dzikiego lasu, wróciliśmy na plaże, byłem zdołowany, gdy jej tam nie spotkałem.
   Doskonale wiedzieliśmy, że to robota Hectora i Olivii. Reszta opowiedziała nam jak nad ranem, gdy zauważyli, że nas nie ma, oni w pośpiechu ruszyli by nas szukać. Od samego początku ta dwójka jakoś mi nie pasowała. Całe dni miałem cichą nadzieje, że Abi żyje i ma się dobrze. Że ten facet jej nic nie zrobił, bo gdyby zrobił, miałby przerąbane nie tylko u mnie.
   -Zayn idziesz? - zawołał Niall, który już wchodził za Harrym do dżungli.
   -Nie, dzisiaj nie idę. - odpowiedziałem i usiadłem na gorącym piasku.
   -Ej nie traćmy nadziei. - pocieszyła mnie Sherii. - ja nadal wierze, że ją znajdziemy.
Jeszcze nie traciłem całkiem nadziei, więc po krótkiej chwili postanowiłem wziąć Louisa i iść z nim brzegiem morza. A nuż znajdziemy choć jakąś wskazówkę. Sherii została sama w obozie, szykując nam kolację i pilnując palącego się już ogniska na noc.
   -Stary, powoli zaczynam tracić nadzieje. - przyznałem kumplowi.
   -Nie martw się, znajdziemy ją. Na pewno jest cała i zdrowa. Nie możesz myśleć pesymistycznie. - pocieszał mnie, jednak czułem, że jego wypowiedź nie zawiera szczerości.
   -Zakochałem się w niej. Jest idealna. Znam ją od niedawna, a już mógłbym się jej oświadczyć. - zacząłem mówić. - na prawdę wyobrażam sobie ją przy moim boku już do końca życia.
   -Nasze życie może być krótkie, więc jeśli ją znajdziemy może trzeba byłoby pomyśleć o zaręczeniu się, co?
   -Słyszałem. Powiedziałeś to słowo. Dokładnie chodzi mi o słowo "jeśli". Louis przed chwilą mówiłeś, że na pewno!
   -Kurwa Zayn nie panikuj, musisz liczyć się z niepowodzeniem, jak wierzyć, że uda nam się ją znaleźć. Ale z tymi zaręczynami to rzeczywiście przemyśl chłopie.
   -Chcę się stąd wydostać, cholera jasna, chcę jeszcze żyć normalnie. Kurwa ile my już na tej wyspie siedzimy?
   -Długo, bardzo, bardzo, bardzo długo stary. Ej widzisz to co ja, Zayn? Takie pomarańczowe od strony dżungli, czy to nie czasem drzewka z pomarańczami?
   -Cholera gadasz! Nie, nie widzę, ale super by było, bo już rzygam tymi kokosami.
W miarę jak się zbliżaliśmy pomarańczowa kropka w oddali zaczęła rzeczywiście przypominać drzewka. Mieliśmy nadzieje, że owoce nie będą tylko łudząco przypominać pomarańczy, a w prawdzie będą jakąś trującą rośliną. Reszta zapewne nieźle by się ucieszyła, gdybyśmy do obozu przynieśli dużo soczystych i słodkich owoców. Droga, którą przeszliśmy, aż tak długa nie była, więc można by było później cofnąć się po resztę, bądź przyjść tutaj za następne pare dni.
Louis poszedł się namoczyć we wodzie, a ja szedłem w stronę naszego punktu docelowego. Powoli zaczęło mi coś nie pasować w tych drzewkach,  wkrótce gdy byłem już niedaleko, nogi ugięły się pode mną i wylądowałem na piasku.
   -Zayn, co jest?! - krzyknął Louis i zaczął biec w moją stronę.
Jednak ja nie czekałem na niego, szybko podniosłem się i ruszyłem biegiem przed siebie by się upewnić, czy dobrze widzę. Jak się okazało moje oczy mnie nie zawiodły i pod jednym z drzewek leżała moja wybranka. Przystanął i zaczął się w nią wpatrywać. Abi spała albo była nie przytomna.
   -Lou ja mam halucynacje, czy Ty też widzisz Abi?
   -Kurwa mać! Ratują ją, a nie zastanawiasz się idioto. Tak, przecież, że ją widzę!
Kucnąłem koło niej i zacząłem głaskać jej policzek. Wpatrywałem się w jej twarz, który była mocno poraniona i brudna od zaschniętej krwi.
   -Zayn? Ona może nie żyć. - odezwał się Louis, a mi serce wręcz stanęło.
Kumpel wskazał na jej ramie przykryte podgnitym liściem palmy. Lekko zaglądnąłem pod niego i od razu odskoczyłem przerażony. Łzy wyciekły z moich oczu.
   -Ale ona oddycha. - powiedziałem, nie mogąc powstrzymać łez.
   -Nie mogę mówić, bo chce mi się ryczeć. - odpowiedział Louis odwracając się w stronę morza.
Położyłem głowę na jej klatkę piersiową. Lekko podnosiła się i opadała, jej oddech był bardzo płytki, a serce biło.
   -Zabierzmy ją do obozu. - zażądałem i wziąłem ją na ręce.
Szliśmy z powrotem, nosząc Abi na zmianę. Przez całą drogą marzyłem, by dziewczyna otwarła oczy, by na mnie spojrzała. Martwiłem się jej ogromną raną. Zabije tego, kto jej to zrobił. Zamorduje gołymi rękami. Byłem wściekły na wszystkich, a najbardziej na siebie, za tamtą noc w której ją zostawiłem.
Zaczęliśmy powoli dochodzić do naszego obozu, już z dala widziałem jak reszta wypatruje nas i pewnie zastanawiają się co niosę w rękach. W miarę, gdy się zbliżaliśmy Sherii zakryła twarz dłońmi i opadła na piasek. Niall od razu podszedł do niej i ją objął. Harry, zaś zaczął iść w naszą stronę.
   -Ona żyje? - zapytał w przerażeniem w oczach.
   -Tak Harry, jeszcze żyje. - odpowiedział Louis. - musimy uszykować jej miejsce w tym największym szałasie. Tam będzie miała chłodniej. Jest z nami ktoś, kto nie brzydzi się odkażać ran? I choć trochę się na tym zna?
   -Myślę, że ja dam radę. - zgłosiła się Sherii, która miała zapłakane oczy. - zrobię dla mojej przybranej siostry wszystko co w mojej mocy.
Zebrałem dziewczynie wszystkie potrzebne jej rzeczy i Sherii przystąpiła do działania. Kiedy tylko zdjęła opatrunek z ręki Abi, każdy z chłopaków zwiał z szałasu i udawał, że robi coś ważnego, tylko ja zmuszałem się, by siedzieć przy niej, jednak w końcu nie wytrzymałem i musiałem wyjść. Widok takiej rany przyprawiał mnie o ciarki. Jednakże zostałem zawołany przez Sherii, gdy zaczęła ona odkażać ranę. Dziewczyna pokazała mi jak Abi pomimo nieprzytomności reaguje na straszny ból. Bardzo mnie to ucieszyło, bo oznaczało to, że moja miłość nadal żyje.
   Wkrótce Sherii wyszła i powiedziała, że już mogę wartować przy Abi. Jej rana była profesjonalnie zawinięta w liściany opatrunek. A ręka powyżej rany mocno związana jakąś liną, sądziłem, że to po to by mniej krwi tam dopływało.
Na sam widok, zacząłem mieć drgawki, lecz wiedziałem, że to dla jej zdrowia. Przez myśl przeszło mi, że jeśli jej ramie nie zagoi się i szybko nie nadejdzie jakaś na prawdę profesjonalna pomoc, pewnie będzie musiała mieć tą rękę amputowaną. Wolałbym to ja cierpieć, niż ona. Położyłem się przy niej i nawet nie zauważyłem kiedy mi się przysnęło.
   Obudziłem się, gdy na dworze było już ciemno, reszta siedziała w ciszy przy ognisku.
   -Jak myślicie, gdzie są Olivia i Hector? - zapytałem, dosiadając się do nich.
   -Pewnie gdzieś w dżungli. Myśleli, że pozbyli się Abi i teraz gdzieś tam sobie żyją razem. - odpowiedział Niall i poklepał mnie po plecach.
   -Zastanawia mnie co oni mieli do Abi. - powiedziała Sherii. - Olivia zdawała się być naprawdę spoko i była bardzo zakochana w Hectorze.
   -Widziałem jak kiedyś Hector zbliżał się do Abi. - dodał Louis. - wyglądało wręcz jakby z nią flirtował.
   -Ale Olivia nie była zazdrosna o Abi, jeśli myślisz że to mogło być powodem tej tragedii. - wytłumaczyła Sherii.
   -Ludzie ja już padam na ryj i idę spać. - powiedziałem i pożegnałem się.
Miałem na dzisiaj za dużo wrażeń, wróciłem do szałasu, w którym leżała Abi. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, ponieważ wydawało mi się, że gdy ją zostawiałem leżała w lekko innej pozycji, niż teraz. Kładąc się koło niej miałem nadzieje, że obudzi mnie jutro z rana swoim uśmiechem.


OD AUTORKI: Dziękuję za każdy Wasz komentarz, ten krótki i długi - każdy! :) Mam nadzieję, że i ten rozdział się Wam spodobał :) Jak myśleliście? Że odnajdą Abi czy przeczuwaliście inny zbieg zdarzeń? :)  A tak w ogóle, jak sądzicie, co stało się z Olivią? Jakie są Wasze przypuszczenia/przeczucia?
Pozdrawiam! :*