środa, 17 grudnia 2014

piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 24 - "nie zapomnimy o sobie?"


Po następnym tygodniu szykowaliśmy się do wyjazdu powrotnego do Miami. Byłam już prawie spakowana. Nakupowałam sobie nowych ciuchów w mieście i szczerze powiedziawszy cała torba była pełna.
   -Spakowana? - spytał Zayn, wchodząc do naszego hotelowego pokoju.
   -Chyba tak, ale musisz mi pomóc zamknąć torbę. - poprosiłam chłopaka, lecz zanim to zrobił rzucił się na mnie i zaczął całować moją szyję.
   -Kocham cię Abi! - wyznał. - kąpałaś się już?
   -Ja ciebie także. Nie, nie miałam czasu jeszcze.
Chłopak spojrzał na mnie, uśmiechając się i pomógł mi wstać z łóżka. Następnie chwycił za biodra i popchał w stronę łazienki. Gdy weszliśmy do środka zamknął drzwi na klucz. Od razu chwyciłam za jego koszulkę i pomogłam mu ją zdjąć. Zaczął łapczywie całować moje usta. Unieruchomił mnie między sobą, a ścianką prysznica i pomógł ściągnąć ze mnie ubranie.
   -Podobasz mi się. - oznajmił.
   -Ty mi też kochanie.
Puściłam wodę i wepchnęłam go pod słuchawkę. Woda jeszcze nie odleciała z rur i była zimna, wiec chłopak odskoczył jak poparzony.
   -Tak się chcesz bawić? - zadrwił i szybko przyciągnął mnie na swoje kolana, sam siadając na murku w kabinie prysznicowej.
   -Zayn... - jęknęłam, gdy przycisnął moje ciało bliżej swojego, przysparzając mi dzięki temu wspaniałego uczucia.
W tej chwili przypomniał mi się nasz ostatni tak bliski raz w jaskini na bezludnej wyspie. Byliśmy sami w urokliwym miejscu, a nasze ciała otulała letnia woda. Odmienna od ciągle gorącej wody morza. Tego dnia, dzięki odkryciu telefonu w naszym szałasie, dostaliśmy zastrzyk nadziei na nasz ratunek. Choć logika już od dawna mówiła, by dać sobie spokój i zaakceptować to, że zostaniemy na wyspie do końca życia. Przekonaliśmy się, że nie można tracić nadziei. Nigdy.
   Hotelowa łazienka to może nie tak urocze miejsce jak przyciemniona jaskinia, ale bycie w tak bliskiej sytuacji z Zaynem zmienia nawet najgorsze położenie w najwspanialsze.
   -Dobrze ci? - zapytał, bez owijania w bawełnę.
   -Strasznie kochanie. - odparłam i przywarłam do jego ust.
   -Za godzinę wyjeżdżamy na lotnisko, więc może warto by było się pospieszyć skarbie. - wynurzył mnie ze wspaniałego stanu podniecenia.
 Wstałam, przepuszczając chłopaka, by mógł wyjść. Zayn owinął mnie ręcznikiem i pomógł wyskoczyć z brodzika prysznicowego. Wytarłam się i biorąc brudne rzeczy pod rękę, wyszłam z łazienki. Użyte ciuchy zwinęłam i schowałam do torby, zaś na siebie założyłam świeże i wygodne w sam raz na parogodzinną podróż.
   Nasze torby zostały ustawione w holu głównym hotelu, a nas zaproszono na pożegnalną kolację. Jednak nie miałam ochoty jeść, tak więc w drodze do restauracji zboczyłam z drogi i poszłam na ogromny taras widokowy. Wyjrzałam na zewnątrz i ze zdziwieniem spostrzegłam Harryego stojącego przy barierce.
   -Hej! Wszystko w porządku? - spytałam, a chłopak nerwowo się odwrócił.
   -Abi! Tak wszystko gra, a u ciebie?
   -Nie idziesz na kolacje? Za chwile się zaczyna.
   -Jakoś nie mam ochoty jeść, a ty? Co cie tutaj ściągnęło?
   -Tęsknota za wodą. - odparłam wpatrując się w zachodzące słońce za horyzont morza, które jeszcze nie dawno było naszą codziennością.
   -Wiesz? Ja trochę też za tym tęsknie.
Stanęłam koło Harryego i również oparłam się o barierkę. W tym samym momencie na taras wszedł Niall z Sherii, a tuż za nimi Louis.
   -Tęsknota za morzem? - zapytał Harry.
Jak widać trafił w sedno, gdyż oni zaśmiali się przytakując głowami. Niall cały czas trzymał rękę Sherii, nawet gdy podbiegła do mnie by mnie objąć ramieniem. Byli szczęśliwi, tym bardziej, że z ich dzieckiem wszystko dobrze, a ich rodziny się polubiły. Jednak jestem ciekawa wyrazu twarzy obu rodzin, gdyby okazało się, że to dziecko jednak nie jest Nialla, a Harryego, bądź Louisa. Jednakże wolę nawet nie wspominać takiej możliwości.
  -Jakieś posiedzenie? Chyba nie macie ochoty znowu wskakiwać do wody, co? - zadrwił Liam, który wraz z Zaynem dotarli na taras jako ostatni.
  -Cieszę się, że żyjecie. - dodał Liam z uśmiechem.
  -Wiecie co? Dziwnie mi się teraz żyje. Myślałam, że na wyspie była monotonia, ale to jednak w zwykłym życiu ona występuje. Tam było ciekawiej.
  -Mówi to osoba, która o mało nie straciła ręki. - odezwał się Niall. - chyba nie masz ochoty tam wrócić?
  -Chyba nie.
  -Mi też czegoś brakuje. Tych czynności, które trzeba było zrobić każdego dnia, by przeżyć. Tego morza, tych widoków, słońca. Tego, że nie będę miał was na co dzień, jak to było na wyspie. - wyznał Harry. - ciężko będzie się przyzwyczaić do normalnego życia. Szczerze wam powiem, że czuję się jakbym chciał tam wrócić.
   -Nie zapomnimy o sobie? - zapytałam, wpatrując się cały czas w rozchodzące się przed nami morze.
   -Nie ma takiej opcji. - odpowiedział Louis.
   -A tak właściwie jak to się stało, że Sherii jest w ciąży. Abi spadła z klifu. I skąd wytrzasnęliście telefon? - dopytał zaciekawiony Liam, a my wszyscy spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem.
   -Liam to długa historia, opowiemy Ci ją w samolocie. - powiedziała Sherii i ruszyła z resztą w stronę szklanych drzwi prowadzących do środka.
Ja jednak zostałam. Nadal opierając się o barierkę, patrzałam na morskie fale i poświt, który został po zachodzącym słońcu. Na kolorowym niebie majaczyła czarna latająca plama. Śledziłam ją wzrokiem i myślałam czy aby na pewno zrobiłam dobrze z tym telefonem? Nie wiem, uważam, że tak, w innym razie moje życie skończyłoby się w najbliższych 6 miesiącach. Nie myślałam egoistycznie, z pewnością nie tylko ja nie dożyłabym pełnego następnego roku. Żałuję tylko, że ta komórka nie dostała się w moje ręce o wiele wcześniej. Możliwe, że dzięki temu dwie dodatkowe dusze zostałyby uratowane.
   Teraz czarna plama, która przed chwilą latała po niebie, siedzi na barierce tuż obok mnie. Jest to kruk. Silny, czarny, jak smoła pan kruk. Wiem doskonale, że to nie zwiastuje niczego złego. Ptak nie boi się, spogląda na mnie z zaciekawieniem swoimi ogromnymi czarnymi oczami. Jednak ja go ignoruje, nie potrafię patrzeć na niego normalnie. W sercu mam nadal ból i winie się za to co się stało, pomimo, że to nie był dla mnie nikt bliski i celowo wyrządził mi straszne krzywdy. Nawet nie miałam z nim większego kontaktu psychicznego, a może tylko mi się tak wydaje?
   Odwracam się na pięcie i ruszam w stronę drzwi. Przy wejściu spoglądam ostatni raz na czarnego ptaka, który nadal siedzi na barierce i uważnie wpatruje się we mnie.
   -Wiem, że to ty Hector. Przykro mi. Żegnaj. - mówię i wchodzę do środka.
Gdy ponownie się odwracam, by przez szybę zerknąć na niego, go już nie ma. Nie widać go nigdzie w pobliżu, a nawet na niebie. Po prostu znika bez śladu.


 I doszliśmy do końca opowieści :) Mam nadzieje, że opowiadanie się Wam podobało ;) W niedziele pewnie dodam jeszcze epilog na zakończenie całości ;) Buziaki i jeszcze do zobaczeni! :)

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 23 - Szpital


Otwarłam pomału oczy. Pomieszczenie było lekko oświetlone. Dźwięk pikania doszedł dopiero po chwili do moich uszu. Spojrzałam na aparaturę stojąca koło mojego łóżka. Po chwili ujrzałam Zayna, która spał na wąskiej kanapie, ustawionej pod ścianą. Był cały i zdrów, bardzo mnie to ucieszyło. Chciałam się podnieść, lecz ból jaki wywołała próba zrobienia tego odgoniła mnie od tego pomysłu.
   -Abi. - odezwał się Zayn i w tempie ekstremalnym usiadł przy mnie. - jak się czujesz?
   -Dziwnie. Niby spałam, a czuje się niewyspana. - odparłam. - a ty Zayn? Co u ciebie?
   -W jak najlepszym porządku Kochanie. Jestem zdrów. - powiedział i lekko pochmurniał patrząc na moją rękę.
   -Nie! Błagam, powiedz, że to nie prawda! Proszę Zayn! Powiedz, że mam dwie ręce! Zayn błagam! - zaczęłam płakać i bałam się ruszyć i spojrzeć na ramię.
Chłopak uronił kilka łez, lecz po chwili się uśmiechnął.
   -Damy radę Abi. - powiedział i chwycił mnie za dłoń chorej ręki.
Odsapnęłam, gdy poczułam jego dotyk. Następne łzy poleciały po moich policzkach, lecz tym razem był to płacz szczęścia.
   -Uratowaliśmy się. - powiedziałam przez płacz.
   -Przecież obiecałem Kochanie. - odpowiedział i pocałował mnie w czoło. - już nie płacz.
Po chwili drzwi do pokoju w którym leżałam lekko uchyliły się.
   -Hej, mogę? - przez szparę w drzwiach usłyszeliśmy głos Sherii.
   -Jasne. - odparłam, po czym dziewczyna nieśmiało weszła do środka.
   -Zostawię was same. - oznajmił Zayn i wyszedł.
   -Jak się czujesz? - spytała Sherii.
   -Żyję. A ty?
   -Też, a nawet mam dwa życia. - zaśmiała się, a łzy wypłynęły jej z oczu.
   -Co? Jak to? To prawda? Jesteś w ciąży?
Dziewczyna rozpłakała się i przytuliła mnie mocno. Ja odwzajemniłam uścisk, gdyż wiedziałam, że potrzebuje teraz wsparcia.
   -Przepraszam, że się z Tobą kłóciłam Abi. Brakuje mi ciebie! - mówiła, płacząc i mocząc moją piżamę.
   -Nie ważne, mów jak z dzieckiem.
   -Niedługo już trzeci miesiąc.
   -Widziałaś się już z rodzicami? Wiedzą o tym?
   -Nie i strasznie się boję.
   -Niall wie? - dopytywałam. - to jego dziecko?
   -Przypuszczam, że jego, bo lekarka powiedziała że dziecko ma już prawie 3 miesiące i wyliczyłyśmy, że zaszłam w ciążę tego razu jak zbliżyliśmy się z Niallem po raz pierwszy.
   -Mówiłaś, że jesteś zabezpieczona. - powiedziałam, a dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
   -A mówiłaś Niallowi o swoich przypuszczeniach? Jest tego świadom? Jak zareagował?
  -Tak, miał razem ze mną spotkanie z lekarzem. Jest zszokowany na razie, ale chyba nie odrzuci swojego dziecka. Jednak powiedział, ze gdy dziecko się narodzi chce badania, by się upewnić.
Drzwi od pokoju ponownie się otwarły i na sale wszedł lekarz.
   -Witam, jak się czujemy? Widziałem po kamerach, że środek przeciwbólowy działa doskonale, bo jesteś w super nastroju. - odezwał się lekarz i zaczął sprawdzać coś na aparaturze obok mnie.
  -Tak mnie właśnie z minuty na minutę coraz bardziej boli i zaczynałam się już obawiać. A tu się okazuje, że jestem odurzona. - skomentowałam.
  -Zaraz ci wstrzykniemy następną dawkę leku i będziesz mogła jechać do hotelu przywitać się z rodziną.
  -Na prawdę? - zapytałam lekko zszokowana.
  -Na prawdę Abi. Ale dzisiaj do nas wrócisz na zmienienie opatrunku i ogólne badania. Musisz być jeszcze pod naszą obserwacją.
W następnej godzinie został wysłany po nas auta. Wyszliśmy grupką ze szpitala i naszym oczom ukazało się miasto pełne betonowych budynków. Powietrze było tutaj zupełnie inne i dziwnie się czułam póki mój węch się nie przyzwyczaił. Gwar na ulicy był uciążliwy pomimo tylko paru chwil spędzonych na zewnątrz. Prócz tego przed wejściem głównym stało z dziesięciu fotoreporterów i z pięciu dziennikarzy. Ochrona pomogła nam bez szwanku dostać się do aut. Usiadłam na tyle, a koło mnie Zayn, który nie spuszczał mnie z oczu. Razem z nami wsiadł również Harry. Zaś reszta jechała drugim autem. Ruszyliśmy, każdy z nas wyglądał przez okna i przyglądał się ulicą i całemu miastu, które mijaliśmy. Do hotelu nie mieliśmy daleko, ledwo minęło 10 minut, a wjeżdżaliśmy już na jego dziedziniec. Przed wejściem stało o wiele więcej dziennikarzy. Gdy tylko wysiedliśmy przylgnęli do nas jak mrówki do cukierka. Zayn cały czas otulał mnie ramieniem i pilnował, by tłum przypadkiem nie dotknął mojej chorej ręki. Był wspaniały. Kiedy w końcu dotarliśmy do do głównego wejścia, poczuliśmy się swobodniej, gdyż ochrona zakazała wchodzenia fotografom do hotelu. Jednak dla pewności zaprowadzili nas do jakiejś sali. Harry ruszył pierwszy i otwarł drzwi na których wisiał napis: "sala konferencyjna".
Tuż po wejściu do środka ujrzeliśmy nasze rodziny, płaczące i rzucające nam się na szyję. Jako pierwsza doleciała moja mama.
  -Abi, kochanie! Boże jak się martwiłam, myśleliśmy, że stanie się największa tragedia! Boże Abi! - płakała moja mama. - tak tęskniłam. Gdy dowiedzieliśmy się, że dwoje nastolatków zginęło. Myśleliśmy o najgorszym!
I ojciec i matka nie zważali w ogóle na moje ramię, co bardzo mnie denerwowało, ponieważ powoli nie potrafiłam znieść bólu jaki mi przysparzali. Następnie doleciała moja siostra, która też tutaj była i wyczekiwała na mój powrót.
                                                                        ******

  Moja mama cały czas gadała i opowiadała, nawet po paru godzinach, gdy siedzieliśmy w hotelowej restauracji razem z Zaynem i jego rodziną i jedliśmy kolację. Oczywiście dla nas, wyspiarzy, była uszykowany specjalny, dietetyczny posiłek.
    Nasi rodzice już zdążyli się bardzo polubić, nawzajem się wspierali, gdy były prowadzone akcje poszukiwawcze. Moja mama wyznała mi nawet, że matka Zayna jest zabawniejsza, niż jej wieloletnia przyjaciółka, czyli matka Sherii. Co mnie zdziwiło, gdyż nasze matki były tak samo nie rozłączane jak ja i Sherii.
   -Ja właściwie to chciałbym coś powiedzieć. - krzyknął Zayn na całą salę.
Wszyscy ucichli i z ciekawości spojrzeli na chłopaka.
  -Było ciężko, ale przeżyliśmy. Wszystkie przygody, trudności, wspólne zadanie nas w pewien sposób zżyły ze sobą. Jest mi przykro z powodu Hectora i Olivii i chciałbym złożyć szczere kondolencje ich rodzinom, których nie ma tutaj z nami. W czasie tych miesięcy zrobiliśmy dla siebie dobre rzeczy, ale i też złe, jednak było minęło i nie wracajmy do tych chwil, gdyż one są już nie ważne. Od dzisiaj zaczynamy nowe życie. Tak, więc korzystając z okazji, że jesteśmy tutaj razem... - urwał i sięgnął do kieszeni swojej marynarki, po czym klęknął przede mną. - Abigail Martin, pomimo, że nie znamy się długo, bo zaledwie trzy miesiące, jestem pewien, że to wydarzenie nas połączyło ze sobą i nauczyło zmagać się z największymi problemami. I dzięki temu uświadomiłem sobie, że znalazłem odpowiednią osobę na całe życie. I z szczerością mogę wyznać, ze kocham cię i pragnę spędzić z Tobą życie. Abi czy zechcesz wyjść za mnie?
   -Matko jakiego romantyka masz. - usłyszałam krzyk Sherii.
   -Tak Zaynie Maliku z ogromną chęcią za ciebie wyjdę. - powiedziałam próbując powstrzymać się od płaczu ze szczęścia.
Chłopak nałożył mi pierścionek na palec, po czym wstał i mocno mnie uściskał. W następnej chwili byłam już w objęciach mojej mamy, a później taty, którzy gratulowali mi zaręczyn. Byłam na prawdę szczęśliwa, a najbardziej, gdy patrzałam na uśmiech mojego narzeczonego.
   -No to ten, teraz może ja coś przekaże, ale nie liczcie na nic szczęśliwego. - odezwała się Sherii.
Spojrzałam na przyjaciółkę wymownie, byłam pewna, że wspomniała już rodzicom o tym, że spodziewa się dziecka.
   -Niall jaki zdenerwowany. - zauważył Zayn.
Rzeczywiście chłopak pobladł i był nieswój. Widać było, że ma ochotę zapaść się pod ziemię. Podszedł pomału to Sherii, trzymając ręce z tyłu pleców i wpatrując się w ziemię stanął przy dziewczynie.
   -Mamo tylko nie denerwuj się. I niech pani Horan może też lepiej usiądzie. - zwróciła się do swojej przyszłej  teściowej. - emm, spodziewamy się dziecka razem z Niallem.
Nastała niezręczna cisza. Widać było, że obydwoje marzą by ulotnić się z tego miejsca.
   -Co jak to się stało? - spytała zaskoczona pani Owens, mama Sherii.
   -Tak jakoś... po prostu nie patrzeliśmy na bezpieczeństwo. - wyznała szczerze.
I Niall i Sherii bali spojrzeć się w oczy pani i pana Horan. Jednak wszyscy ze strachu wzdrygnęli się, gdy mama Nialla w końcu przerwała ciszę wybuchając szczęśliwym piskiem.
   -Aaaa będę babcią! - krzyknęła, a wszyscy spojrzeli na nią ogromnymi oczami. - tak bardzo o tym marzyłam! Gratuluje wam kochani i Sherii witaj w rodzinie!
Następnie kobieta wstała i mocno przytuliła  syna i przyszłą synową. Mama Sherii oniemiała, ale szybko do niej dotarło, że w prawdzie także bardzo się cieszy z tego faktu i wytuliła Sherii i Nialla.
Patrzeliśmy z uśmiechem na tę sytuacje, wszyscy byli na prawdę prze szczęśliwi. Spojrzałam na moją mamę, która perfidnie wpatrywała się w mój brzuch.
   -Może tam też się coś chowa? - zapytała głośno, gdy zauważyła, że na nią patrzę.
   -Zazdrosna jesteś? Zachowuj się mamo! - krzyknęłam, a wszyscy zaczęli się śmiać, zaś Zayn najbardziej. - nic tam nie mam, prócz organów.
   -Już nie mogę się doczekać zobaczyć mojego wnuka. - odezwała się pani Horan.
   -Ale nie znamy jeszcze płci dziecka. - powiedział Niall.
   -Ja wam mówię, to będzie chłopczyk. - oznajmiła przekonana swego teściowa Sherii.


Jak podobał się ten rozdział? :) Już tylko jeden rozdział dzieli nas od epilogu :/ Kiedy chcecie bym go dodała? Zostanie dodany na Wasze życzenie ;)