Był wieczór, dochodziła 21 godzina. Siedziałem samotnie w pokoju hotelowym w San Juan. Odkąd stała się ta tragedia minęło już wiele tygodni. Po wypadku, gdy tylko dopłynęliśmy do portu, od razu umiejscowili mnie w tym hotelu. Myśleli, że im pomogę w tej sprawie, ale co ja więcej wiedziałem jak tylko to, że wypadli za burtę w tę okropną noc. Przez te tygodnie nie mogłem odżałować, że ich wtedy zostawiłem. Co noc w śnie ukazuje mi się ten widok zalanego wodą pokładu oraz kiedy tylko o tym pomyśle, nadal czuję na twarzy silny wiatr i deszcz, wręcz uderzający w twoje ciało. Bałem się wtedy, dlatego wszedłem do środka, ale teraz wiem, że było to egoistyczne z mojej strony, zostawiać ich tam samych. Właściwie co ja sobie myślałem... jak może nic się nie stać w taki sztorm. Po następnych 10 minutach postanowiłem wrócić i zobaczyć co się z nimi dzieje, że tak długo nie wracają. Gdy wracałem tamtą drogą, zatrzymali mnie ochroniarze i musiałem im wytłumaczyć czemu idę w tę stronę. Wszystko im wyjaśniłem, choć wiedziałem, że trzeba będzie srogo za to zapłacić. Dla bezpieczeństwa poszli ze mną, gdy otwarliśmy stalowe drzwi, naszym oczom ukazała się pustka. Pusty pokład, nadal zalany wodą, ale całkowicie pusty. Ochroniarze od razu zaczęli interweniować, już po chwili przy drzwiach zebrało się z dziesięć osób z personelu. Paru z nich wyszło na pokład i pomimo deszczu zaczęli się rozglądać za burtą. W tym samym momencie zaświecili z góry ogromną lampę, którą skierowali na ogromne fale. Nic nie znaleźli, nawet pudeł, które również wypadły z pokładu. Stałem znieruchomiały i liczyłem się z najgorszym, ze straceniem moich bliskich przyjaciół. Ogłoszono alarm na statku i zaczęły się poszukiwania, czy aby na pewno nie ma ich gdzieś na statku. Jednak po całej nocy szukania nic nie znaleziono. Dowiedzieliśmy się tylko, że również jakaś para zginęła i także nie odnaleźli ich do dnia dzisiejszego.


-Liam wszystko dobrze? - odezwała się moja mama, wchodząc do mojego pokoju.
-Taa. - odsapnąłem i odwróciłem się w jej stronę.
-Już niedługo wrócimy do domu i zaczniemy nowy rozdział w życiu. Cieszę się, że pomyślałeś wtedy i wróciłeś do środka. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym ciebie straciła skarbie. - wyznała, mocno obejmując mnie. - chodź bo, ratownicy chcą z nami porozmawiać.
Nie odpowiadając ruszyłem tuż za nią. Szliśmy korytarzem prowadzącym do windy. Nią zjechaliśmy na parter hotelu, skąd z holu zabrali nas wszystkich do jakiejś dużej sali konferencyjnej.
-Wiem, że jest państwu ciężko. - odezwał się jeden z ratowników nadzorujących całą akcją. - ale robimy co tylko możemy, by ich odnaleźć, lub, wybaczcie, że to powiem. Udowodnić, że niestety nie udało im się przeżyć.
W tym momencie parę osób zaczęło płakać.
-Tak jak kolega powiedział. - zabrał głos drugi z ratowników. - robimy co w naszej mocy, ale rozumieją państwo, nie zawsze wychodzi po naszej myśli. No, ale kończąc ze złymi wiadomościami. Mamy do przekazania, że jeden z naszych ratunkowych helikopterów wypatrzył coś dziwnego na jednej, z niedaleko oddalonej od nas, wyspie.
-To czemu nikt tam nie wylądował i od razu nie sprawdził!? - krzyknęła pani Martin, mama Abi.
-Spokojnie, gdy tylko wzejdzie słońce, ponownie rozpoczniemy akcje ratunkową i wyślemy przede wszystkim w tamtą strony helikoptery. Sprawdzimy to na pewno. Niech się państwo nie martwią i trzymają kciuki. Gdy będziemy coś więcej wiedzieć od razu damy znać. To tyle co chcieliśmy przekazać. Dobrej nocy i do zobaczenia w jutrzejszym dniu.
Wszyscy rozeszli się w swoje strony, zaś ja pozostałem by pogadać z ratownikami.
-Jest jakaś szansa? - zapytałem.
-Zawsze jest szansa. Ważne by nie tracić nadziei.
-Mnie pan nie musi wciskać kitów, ja pytam poważnie.
Facet spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po chwili ciszy powiedział:
-Na tych wyspach często przesiadują badacze. Wie pan próbują odkryć co nowsze fauny i flory, więc nie wykluczone, że trafiliśmy na jedną z takich baz badawczych. Ale nie traćmy nadziei, jutro wszystkiego się dowiemy.
-Dziękuję, za choć trochę szczerą odpowiedź. - odparłem i odszedłem.

-Liam? Coś się stało? - spytał mój ojciec, który przyuważył mnie w holu głównym.
-Uważam, że powinniśmy już pogrążyć się w żałobie. - odpowiedziałem ,nie zważając na to, że w holu byli również inni rodzice.
Odszedłem nic więcej nie mówiąc. Udałem się w stronę mojego pokoju. Jednak w drodze do niego postanowiłem wyjść na ogromny taras wychodzący na morze, by się przewietrzyć.
-Harry gdzie jesteś? Louis gdzie się podziałeś? Niall gdzie zniknąłeś? Zayn gdzie cię wcięło? Wróćcie, czekamy na was. - powiedziałem kierując te słowa w stronę ciemnego morza, które w tej chwili zlewało się z równie ciemnym niebem.
OD AUTORKI: Na prośbę Anonima napisałam rozdział oczami Liama :) Uważam, że był to dobry pomysł, bo pokrótce dowiedzieliście się jak wypadek wygląda od innej strony ;) Jak myślicie, czy helikopter po nich wróci? Czy może okaże się, że także na innej wyspie znaleźli jakieś trop i biorą pod uwagę zupełnie inną wyspę jako miejsce przebywania naszych bohaterów? :)