piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 22 - "Jesteśmy uratowani!"

Oczami Louisa
Jaskinia, którą znaleźli Zayn z Abi była na prawdę oszałamiająca. Nie wspomnieli o jeziorze, które mieściło się w środku. Jako pierwszy wskoczyłem do przyjemnie chłodniejszej wody. Było cudownie w końcu się ochłodzić. Żałowałem, że wcześniej
tego miejsca nie znaleźliśmy. Praktycznie mieliśmy je koło nosa. Na myśl przyszła mi od razu pomysł, by następnym razem przyjść tutaj z Abi. Ta woda nie jest słona, więc na pewno z chęcią weszłaby do tej wody.
   Dziewczyna na prawdę mi się podobała, była prześliczna, nawet jak się denerwowała. W głębi ducha cieszyłem się, że siedzimy na tej wyspie, gdyż dziewczyna mi nigdy nie ucieknie. Miałem nadzieje, że Zayn z Abi w końcu pokłócą się, a ja ją zyskam. Choć coraz bardziej martwiło mnie to, że Zayn nie miał powodów, by się z nią kłócić, chociaż z natury jest konfliktowy. W każdym razie i tak nie traciłem nadziei. Trochę mnie bolało, że tak szybko przestałem o nią zabiegać.  Szczerze po tym jak mnie odrzuciła przy stoliku w restauracji, odpuściłem ją sobie. I zająłem innymi dziewczynami, które chciały zostać poderwane przeze mnie.
   Czasem w nocy nachodziły mnie myśli o tym, by ją porwać jak Hector. Ten koleś to sobie dobry sposób wymyślił, lubiłem go i to z nim ukryliśmy telefon Olivii. To był jego plan na dłuższe pozostanie na wyspie. Jednak po tym jak dowiedziałem się, że zabił własną dziewczynę, by mieć Abi i dodatkowo tak ja skrzywdził to znienawidziłem go całym sercem. To było chore.
   Spojrzałem na Sherii, która siedziała przy brzegu ze skulonymi nogami. Była przerażona tym faktem, że najprawdopodobniej będzie miała dziecko i wiem że bardzo ją martwiło to, że nie wie z którym z nas. Ja sam nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć, w głębi duszy nie chciałem być ojcem i nie marzyłem, by moje dziecko przyszło na świat w takim miejscu.
   -Może jednak nie? - zapytał Niall, próbując ją pocieszyć.
   -Mówisz to już piąty raz! Jeśli nie chcesz możesz nigdy się do niego nie przyznawać Niall! Spójrz na mnie! - krzyknęła i wstała, obracając się do nas profilem. - widzisz? Czy wygląda ci to na co innego?
Wskazała na swój goły brzuch, który szczerze nie wyglądał inaczej od zwykłego.
   -Właściwie mi na nic to nie wygląda, ale to moje zdanie. - odparł Harry.
   -Pół roku przed wakacjami zaczęłam chodzić na fitness i wiem jak wyglądał mój brzuch, gdy wyjeżdżałam na wakacje i nie był taki jakbym nażarła się trzech obiadów.
   -Może masz gazy? - zadrwiłem. - właściwie jesteś pewna, że nie przesadzasz?
Jęknęła i poszła w stronę wyjścia z jaskini, zaś Niall pobiegł za nią.
   -Mi się wydaje, że tak ledwo widoczny brzuch ma się w drugim miesiącu, a ona twierdzi, że dopiero co ją zapłodniliśmy. - powiedział Harry, robiąc dziwną minę.
   -Nie wiem, nie znam się na ciąży. Mam nadzieje, że to nie moja zasługa, bo takiej żony chcieć nie chcę. Wolałbym Abi.
   -Kurwa Louis, odpuść już! Wiesz, że nie będziesz jej miał, Zayn już o to zadba. Jest wpatrzony w nią jak w obrazek. Kocha ją od pierwszego spojrzenia na nią. Daj już im spokój.
Spojrzałem krzywo na przyjaciela i burknąłem pod nosem.
   -Właściwie co cie pokusił, by schować ten pieprzony telefon? Już byśmy dawno byli w domu! - dodał.
   -To nie ja! To Hector.
   -Jak Hector? On nie żyje...
   -Ale kiedy żył, kazał schować go bezpiecznie, bo chciał być z Abi.
   -Czyli wiedziałeś, że zamierza ją uprowadzić?! - krzyknął Harry,
   -Nie. Przysięgam, że nic o tym nie wiedziałem, powiedział mi tylko, że ma jakieś plany co do jej zdobycia i że na tysiąc procent będzie jego i to wszystko.
   -Mam nadzieje, bo jakby było inaczej i Zayn by się o tym dowiedział... miałbyś przejebane, z resztą nie tylko od niego Lou. Z mojej strony też dostałbyś w zęby.
Po chwili ciszy, która nastała po jego ostatnich słowach usłyszeliśmy krzyki.
   -Co się dzieje? - spytałem, wychodząc z wody i ruszając w stronę wyjścia z jaskini.
Gdy obydwoje doszliśmy do szczeliny prowadzącej na zewnątrz ujrzeliśmy w oddali na niebie helikopter. Nasze nogi same ruszyły biegiem w stronę obozu. Nie daleko przed nami zauważyliśmy resztę, która skakała, biegała i machała rękoma. Wyglądali, jak gdyby zostali zarażeni nagle jakimś wirusem i postradali zmysły.
   -Jesteśmy uratowani! - krzyknął Hazza cały czas mnie wyprzedzając.
Helikopter pomału zbliżał się do nas i było widać, że zniża swój lot. Ucieszyłem się ogromnie, choć akcja ratunkowa nie było w moich planach. Zatrzymaliśmy się przy obozie i patrzeliśmy na rozwój zdarzeń. Podmuch wiatru spowodowany obracaniem się śmigieł, był coraz bardziej wyczuwalny. Staliśmy wszystko koło siebie i chroniliśmy oczy przed latającym wszędzie piachem z plaży. Maszyna w końcu wylądowała, a z niej wybiegło dwóch pilotów.
   -Jesteście ranni? - zapytał jeden.
   -Jesteśmy! - krzyknąłem i wskazałem na ramie Abi.
   -Dziękuję. - odpowiedziała dziewczyna i delikatnie uśmiechnęła się do mnie.
   -Znaleźliśmy ich, przyślijcie helikopter ratunkowy, mamy mocno ranną. - powiedział drugi pilot przez swoje radio pokładowe.
W następnych minutach przyleciał inny helikopter, a z niego wyleciał tłum lekarzy i od razu zabrali się za Abi.
   -Zayn! - zawołała dziewczyna, gdy wsiadała do maszyny i kazali się jej położyć.
   -Mogę lecieć z nią? - zapytał jednego z lekarzy.
   -Wy wszyscy będziecie zabrani do szpitala, ale helikopter ratunkowy leci szybciej. - odparł mężczyzna.
   -Ale to moja dziewczyna! - krzyknął, a medyk kazał mu szybko wsiąść do maszyny.
Naszą czwórkę, zapakowano, zaś do normalnego helikoptera. Wsiedliśmy i od razu dostaliśmy po butelkach świeżej, czystej wody. Z pierwszej chwili miałem odrzut wymiotny, woda smakowała zupełnie inaczej, niż deszczówka, bądź woda ze zbiornika wodnego znalezionego przez nas w dżungli. Po chwili dano nam po kanapkach z masłem.
   -Nie wolno wam jeść na razie nic normalnego. - powiedział jeden z pilotów. - na razie jesteście na diecie, w innym razie mogą wam pęknąć żołądki.
Helikopter z Abi i Zaynem już dawno zniknął nam z pola widzenia. My dopiero co wzbijaliśmy się w powietrze. Wyspa na której spędziliśmy prawie trzy miesiąca była wielka. Dopiero teraz mogliśmy sobie uświadomić jak wiele rzeczy jeszcze przed nami kryła.
   -Nigdy nie leciałam helikopterem. - odparła Sherii i wtuliła się w Nialla.
Chłopak o dziwo przyjął ją z otwartymi rękoma i mocno objął.
   -Ja też nie, nie martw się. - odparł Niall.
   -A my codziennie latamy, po 50 razy. Codziennie was szukaliśmy. Już traciliśmy nadzieje, akcje poszukiwawcze miały się lada dzień kończyć. Mieliście szczęście, lecz to wszystko dzięki temu telefonowi. - powiedział pilot z uśmiechem.
   -Jaki telefon? - spytał Harry.
   -Jakąś godzinę temu dzwoniła do nas ta dziewczyna, którą zabrało pogotowie i dzięki temu udało nam się was zlokalizować.
   -I dzięki sms. - dodał drugi pilot. - na prawdę macie szczęście dzieciaki.
   -Abi się dodzwoniła! - krzyknęła Sherii, a łzy napłynęły jej do oczu.
Harry i Niall spojrzeli na mnie ze złością. Nic nie mówili, ale byłem pewny co bym usłyszał. Nawet ja poczułem się strasznie głupio. Ten telefon nas uratował i gdyby nie Abi zostalibyśmy na wyspie na zawsze i to przeze mnie. Przez mój egoizm.
   -Można otworzyć drzwi? - spytałem. - mam ochotę się zabić.
   -Nie! - krzyknęli chórem Niall, Sherii i Harry.
   -Można mówić, że przez ciebie o mało nie straciliśmy szansy na ratunek, ale nie zupełnie stary. - powiedział Harry i poklepał mnie po plecach.
   -Tak właściwie to przez waszą dwójkę w ogóle znaleźliśmy się w tym gównie. - powiedziała Sherii i spojrzała na mnie i Hazze.
   -Oj prawda. - przytaknął Niall.
Po niespełna 30 minutach lądowaliśmy już na dachu ogromnego szpitala. Śmigła maszyny przestały się kręcić, a my wysiedliśmy i trafiliśmy w ręce personelu medycznego.
Rozdzielili nas, poszedłem za lekarzem, który był mi przydzielony. Zaprosił mnie do swojego pokoju.
   -No i jak tam? Trzymamy się? - spytał siadając za swoim biurkiem.
   -Jakoś tak. - odparłem.
   -Nic nie boli? Nic cie nie pogryzło? Niczego podejrzanego nie zjadłeś? - zaczął zadawać pytania, po czym wstał i zaczął od przebadania mojego gardła i węzłów chłonnych.
   -Lekkie odwodnienie, zadziwiające aż na ponad dwa miesiące na bezludnej wyspie. Co wy piliście? Mam nadzieje, że nie wodę z morza.
   -Czasem deszczówkę, ale częściej wodę z takiego zbiornika znalezionego w dżungli.
   -Wychudzony. - mówił do siebie i notował w swoich papierach. - teraz pójdziesz się wykąpać pielęgniarka da ci ręcznik i mydło, a następnie wstąpisz pokój obok i całego cie prześwietlimy ok?
Poszedłem tak jak mi kazano najpierw wziąć prysznic, po czym ruszyłem do sali na przeciwko pokoju do którego zawitałem pierwszym razem. Z sali do której zmierzałem, akurat wychodził Harry.
   -Cześć stary, jak tam? - spytał.
   -Jak na razie dobrze. - odparłem i wszedłem do środka.
   -Cześć. To najpierw zrobimy USG. Połóż się proszę tutaj. - poinstruowała pielęgniarka.
Ściągnąłem koszulkę i położyłem się wygodnie. Pielęgniarka nałożyła na mój brzuch zimny żel po czym zaczęła jeździć po nim dziwną aparaturą.
   -Wszystko na swoim miejscu, nic nie widać o co można by było zacząć się martwić. Super. - odpowiedziała z uśmiechem i pozwoliła mi się wytrzeć. - w sali obok zbadają ci krew.
Po szeregu wszystkich badań w końcu byłem wolny i usiadłem w poczekalni. Po chwili podszedł do mnie Zayn. Był cały spocony, zdenerwowany.
   -Co jest? - zapytałem.
   -Czekam, lada moment skończy się operacja Abi. - powiedział, a łzy pociekły mu po policzkach.
Zupełnie o niej zapomniałem. Przez całe to zamieszanie, zapomniałem o Abi i jej chorym ramieniu, które o mało co nie zostało amputowane przez ostre kamienie w morzu. Ręce zaczęły mi drzeć i myślałem co z nią będzie.
   -Będzie dobrze. - pocieszyłem i objąłem go przyjacielsko. - wiesz coś już? Czy rękę można uratować?
   -Nie nic, ale... gdy lecieliśmy do szpitala lekarze czarno patrzeli na przyszłość jej ręki. Jednak... nie mówili tego przy Abi, gdy wysiadaliśmy, a Abi zadała to pytanie czy będzie trzeba ją amputować, lekarze ją pocieszali, a mnie poklepali po ramieniu, dając jasno do zrozumienia, że będzie trzeba. - mówił, a z jego oczy wypływało coraz więcej łez.


Jak myślicie co będzie z Abi? Przeżyje? Nie przeżyje?
Rozdział napisany oczami Louisa z dedykacja dla Anonimka 
~Vove_Diana :)
Zachęcam do poczytania! :) ------> 
http://wpotrzasku-grilloo.blogspot.com/

7 komentarzy:

  1. Dzięki kochana :-) uwarzam że nie nie będzie amputowana a co do Shery to zrobią jej usg i nic na nim nie wyjdzie tylko jej powiedzą że nie ma miesiączki z powodu stresu i wygłodzenia :-). Życzę weny kochana
    ~Vove_Diana

    OdpowiedzUsuń
  2. musi byc koniec!!!!?? :(((
    ja mysle ze Sheri jest w ciąży :333 <3
    chce by Abi przeżył! :((( ona musi byc z Zaynem <3 <3 :***
    czekam na next :3
    zadedykuj mi następny rozdział! plisss :* bo chyba bedzie nastepny? :(((
    od razu pytanie, kiedy next! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O cholera....... kocham to opowiadanie ,a Abi musi żyć! :'( :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej ! Zapraszam na NOWY spis fanfiction ! Mam nadzieję, że wpadniesz ! ;*
    http://kraina-fanfiction.blogspot.com/

    Świetny blog ! Pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń
  5. mam nadzieję, że jednak nie będzie trzeba amputować ręki :) hah nie nnogę się doczekać spotkania chłopaków z Liamem xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Abi przeżyję i na pewno się okaże że ręki nie będą jej amputować że Zayn się pomylił co do tego gestu.Sheri hmmm nie wiem czy będzie w ciąży czy nie ale ma nadzieje że Abi będzie żyć że rękę będzie mieć.Ciekawe jak dalej będzie po powrocie do domu czy zakończy się przyjaźń czy nie ??? Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA NEXT !!!!!

    OdpowiedzUsuń