poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 20 - Telefon


  -Gdzie Sherii? - zapytałam Louisa, który moczył stopy we wodzie.
  -Nie wiem. Godzinę temu Niall jej szukał i poszli gdzieś razem. W stronę wychodka, jeśli chcesz wiedzieć.
   -Nie ważne, zostawię ich samych.
   -Sherii od rana źle się czuła i coś słyszałem jak gada o dziecku. - dodał.
   -O matko... co za idiotka.
   -Mogę wiedzieć o co chodzi? - dopytał.
 - Sherii była przerażona, a Niall bardzo nerwowy.
   -Ona sobie wmawia, że jest w ciąży.
   -O kurwa! - przeklął Lousi i chwycił się za głowę.
Już po chwili doszło do mnie czemu właśnie w taki sposób zareagował. Chłopak pobiegł w stronę siedzącego nieopodal Harrego, a ja zaczęłam żałować, że mówię zanim pomyślę. Patrzałam jak Lou dobiega do Hazzy i z gestykulując nerwowo, zapewne mówi mu co się dowiedział ode mnie. Sherii mnie dobije - pomyślałam. Trudno mówić w moim przypadku o zabiciu, w końcu moja ręka zaczyna sinieć z dnia na dzień coraz bardziej. Właściwie to zdaje sobie sprawę, że już jestem nie żywa.
   -Co jest chłopakom? - spytał Zayn, jedząc pięknie pachnącą pomarańcze. - coś się stało Skarbie?
   -Ta, już nie żyje. - odparłam.
   -Jak to?! Coś nie tak? Co z twoją ręką? - dopytywał i zaczął oglądać moje ramię. - a tak właściwie gdzie Niall i Sherii?
   -To właśnie Sherii mnie dobije Zayn. Wygadałam chłopakom, że Sherii sądzi, że jest w ciąży. A jak wiesz kręciły ich zabawy erotyczne. Pewnie teraz każdy z nich będzie się obawiał, że zostanie ojcem.
Spojrzałam na Zayna, chłopak stał jak wryty w ziemię z mocno otwartymi oczami.
   -Nie dobrze. - spuentował i dokończył swój owoc, po czym przytulił mnie do siebie. - wykąpiemy się?
   -Chcesz bym zwołała wszystkie rekiny moją ręką?
   -A nie chciałabyś mi pokazać tego wodospadu...
   -Przy którym byłam więziona? - przerwałam. - nie, dzięki!
   -To może pójdziemy się przejść plażą?
   -Słońce strasznie pali.
   -Nie przesadzasz? Za 30 min masz być gotowa i idziemy, a tym czasem pójdę zobaczyć jak chłopacy sie trzymają.
Zayn odszedł, a ja poszłam po moje spodenki, które leżały w jednym z szałasów. Sięgnęłam po spodnie, i zauważyłam, że zakryta nimi była jakaś mała, czarna torebeczka. Nie przypominałam sobie, by ktokolwiek z nas miał coś takiego. Otwarłam ją, chwyciłam za spod i potrząsając pozbyłam się zawartości. Z torebki wyleciała między innymi karta do drzwi kajuty, maskara, szminka i telefon komórkowy, który włączył się wraz z zetknięciem się z ziemią. Byłam zdziwiona, nasze komórki już dawno przestały działać z przyczyn katastrofy, bądź po prostu rozładowały się. Schyliłam się po niego i dotknęłam przypadkowego klawisza. Telefon zadziałał. Pokazywał godzinę 15:40 i datę 12 września. Jak dobrze pamiętam w lipcu mieliśmy mieć super wakacje, które skończyły się tragedią, jaką teraz musimy znosić. Bez dłuższego zastanowienia wybrałam numer do mamy. Przyłożyłam telefon do ucha i czekałam z nadzieją na pierwszy sygnał. Jednak na marne. Rozłączyłam się i w tym samym momencie usłyszałam płacz Sherii. Wychyliłam się zza bambusowo-liściastej ścianki szałasu. Niall i Sherii wrócili ze swojej prywatnej rozmowy. Chłopak szedł zdenerwowany jak nigdy dotychczas, a przyjaciółka ryczała i przeklinała pod nosem.
   -Słyszeliśmy co się stało Sherii. - zwrócił się do niej Louis. - to prawda z tą ciążą?
   -Skąd to wiecie? - zapytała zadziwiona, a ja głośno wydmuchnęłam powietrze z ust.
   -Nie ważne. - odparł Harry, ale każdy wie, że nie kto inny, niż ja mogłam coś takiego wygadać, więc nie było już sensu tego ukrywać.
Sherii jęknęła ze złości. Stwierdziłam, że to będzie najodpowiedniejszy moment, by wyjść do nich.
   -Może mi ktoś wytłumaczyć co to jest? - spytałam, przybierając na prawdę poważny wyraz twarzy. - kogo była na torebka perfidnie schowana pod moimi spodniami?
   -Olivii. - odpowiedział krótko Niall.
   -Czy wy zdajecie sobie sprawę, że był w niej działający telefon? Bo jak już zdążyłam zauważyć, ktoś z was doskonale sobie zdawał z tego sprawę i po prostu ukrył to przed resztą!? Chce wiedzieć natychmiast kto to był?
Spojrzałam na Zayna.
   -Nie kochanie, przyrzekam, że to nie ja! - odparł.
Następnie mój wzrok zjechał na Sherii.
   -Kto jak kto, ale znasz mnie jak nikogo innego i wiesz, że zrobiłabym wszystko, by się stąd wyrwać!
   -To byłem ja jasne! - krzyknął Louis. - zrobiłem to już dawno, podobałaś mi się i wiedziałem, że to byłaby forma ratunku dla nas i w końcu rozstałbym sie z Abi. No cholera podobasz mi się!
W tej samej chwili Louis wylądował na ziemi w wyniku zderzenia się pięści Zayna z jego szczęką. Krople krwi wylądowały na złocistym piasku. Zaczął się nie lada harmider. Zabolał mnie widok Zayna, który uderzył swojego przyjaciela i to z tak wielką siłą. Odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Nie zważając na okropny ból rozlewający się po całej mojej ręce. Po chwili usłyszałam za sobą krzyki i wołanie mojego imienia. Odwróciłam się za siebie i spostrzegłam, że całe to zamieszanie zostawiłam już daleko w tyle, więc szybkim krokiem pozwoliłam sobie na chwile odetchnienia od biegu. Usłyszałam ponownie moje imię wykrzyknięte przez Zayna. Zauważyłam takze, że chłopak zaczął biec w moją stronę. Tak więc ponownie ruszyłam pędem przed siebie. Biegłam ile sił w nogach i zaczęłam kierować się w stronę rozchodzących się niedaleko skał. Kiedy w końcu do nich dobiegłam szukałam miejsca gdzie mogłabym się wślizgnąć pomiędzy nie. Znalazłam przejście za jedną z nich i dopiero po chwili spostrzegłam, że jestem w jakiejś jaskini. Była duża, zacieniona, a piasek w niej był przyjemnie chłodny i miło ziębił w stopy. Wewnątrz dało się usłyszeć szumienie fal obijających się o skały. Poszłam w głąb niej i chwile później ujrzałam przepiękne jezioro. Woda w nim była przejrzyście niebieska o wiele piękniejsza, niż morze. Odłożyłam telefon, który cały czas trzymałam ściśnięty w dłoń i zamoczyłam rękę w czystej wodzie.
   -Chciałaś mi uciec tak? - usłyszałam głos odbijający się echem po całej jaskini i ze strachu wpadłam do wody. Chora ręka dziwnie zdrętwiała i poczułam, że nie potrafię wynurzyć się na powierzchnię. Zaczęłam się krztusić wodą i w ostatniej chwili ktoś pomógł mi wypłynąć na powierzchnię.
   -Głębokie to jezioro, nie wygląda na takie. - powiedział Zayn i objął mnie w pasie. - przepraszam, nie spodziewałem się, że tak zareagujesz Skarbie.
   -Czemu to zrobiłeś! - krzyknęłam, nadal głośno kaszląc.
   -Mówię, że przepraszam, nie wiedziałem...
   -Ale nie o to chodzi! Mówię o Louisie! Czemu go uderzyłeś!
   -Bo chciał mi ciebie odebrać! Skurwysyn...
   -Wyrażaj się Zayn. - przerwałam mu.
   -Sorry, imbecyl nie pomyślał, że ty możesz umrzeć przez ten wypadek z Hectorem! Nie chcę cię stracić, nie wiedziałem nic o tym telefonie, gdybym tylko wiedział, wszedłbym na najwyższą palmę, górę cokolwiek by sie połączyć i cie uratować Abi!
   -Ale nie musiałeś go od razu uderzać Zayn! Puść mnie i nie dotykaj!
   -Nie wyrywaj się Skarbie. - powiedział mocno trzymając mi ręcę. Usadowił się na jakimś kamieniu zatopionym we wodzie przez co nie topił siebie, ani mnie i rękoma nakazał mi usiąść na jego kolana, a nogami objąć jego talię.
   -Nie chcę byś mnie dotykał Zayn!
Po chwili mocno pocałował mnie przyciągając moje ciało bardzo blisko jego gołego torsu.


Rozdział nie wyszedł jakbym tego chciała... :/ Jutro postaram się wstawić następny i postaram się również by był lepszy od tego :) Buziaki! 

4 komentarze:

  1. Cudowny!!! Czekam na następny :*. Świetnie piszesz, nie mogę się doczekać!!!
    A ten telefon...
    I ciąża...
    ŁAŁ...!

    OdpowiedzUsuń