środa, 3 września 2014

Rozdział 10 - Nocna wyprawa

   Większość z nas tego dnia była jakaś niemrawa, zapewne przez panujący tu wiecznie upał. Nawet w nocy temperatura wielce nie spadała od tej co była w dzień, gdy słońce widniało na szczycie nieba. Siedziałam w cieniu, który tworzyły ogromne liście palmy kokosowej i modliłam się by przez przypadek drzewo nie zrobiło mi figla i nie zrzuciło dojrzałych już prawie owoców.
Myśli o powrocie do domu, już chyba powoli każdemu przechodziły. Coraz rzadziej ktoś wspominał, że tęskni za domem. Rzeczywistość była straszna ale nic nam nie pozostało jak pogodzić się z prawdą.
   -Co robisz Abi? - zapytał Niall, który taszczył za sobą ogromy kawałek drewna.
   -Nudzę się, a ty? Po co to targasz?
Chłopak zarzucił sobie kłodę na ramię, jednak o mało co nie skończyło się to upadkiem.
   -Myślę by zbudować szałas, co ty na to? - odparł i nie czekając na odpowiedź poszedł w swoją stronę.
   Po chwili podszedł do mnie Hector.
   -Co on robi? - spytał zaciekawiony, spoglądając w stronę oddalającego się Blondyna.
   -Chce zbudować szałas. - odpowiedziałam krótko.
   -Powodzenia.
   -Uważam, że dobrze myśli. - przyznałam - przyda nam się schronienie. Choćby przed gorącym słońcem. Musimy prawie o każdej godzinie szukać
nowego cienia.
   -Wiesz kim ja byłem? - spytał mnie, odwracając się i idąc wzdłuż plaży.
   -Nawet nie wiem ile masz lat. A niby skąd mam wiedzieć resztę. - szłam tuż za nim.
   -23. I byłem wojskowym.
Mina Hectora była wciąż taka sama. Nie wyrażała żadnych emocji, prócz złości. Nawet gdy tulił się do swojej dziewczyny, był wciąż taki sam - poważny, a może zamyślony? W każdym bądź razie przyznam, że bardzo tajemniczy.
   -Byłeś? Czemu byłeś, a nie jesteś?
   -Zabiłem człowieka. - przyznał, przystając na chwile. Nagle dość dziwnie poczułam się w jego towarzystwie.
   -Myślałam, że na tym właśnie polega wasza praca. - odparłam, ukrywając odczucie odrazy do Hectora.
   -Nie, nie polega na tym co ja zrobiłem. - mówił idąc cały czas przed siebie - ale nie miałem innego wyjścia, musiałem to zrobić, w innym razie zginął by mój najlepszy przyjaciel.
   -Czyli uratowałeś go, to się nie zalicza do morderstwa. - przerwałam mu.
   -Wszystko się liczy. Zabicie to zabicie.
   -Więc czemu "byłeś", a nie jesteś wojskowym.
   -Ponieważ z innej strony wyglądało to trochę inaczej, niż mówisz. W oczach innych byłem mordercą, ponieważ widzieli, że zabiłem tego człowieka, nie w formie obrony innego. Z resztą nie ważne... końcowo wylądowałem w psychiatryku.
   -Ale broniłeś kolegę i takie są fakty...
   -Po tym czasie już sam nie wiem jak było. - powiedział i odwrócił się w moją stronę. Staliśmy tak chwilę wpatrując się w siebie. Pomimo tego, że chłopak zabił człowieka w obronie innego, dziwnie czułam się patrząc na niego. Nie miałam do niego zaufania.
  -A ty? - zapytał i ponownie zaczął iść przed siebie.
  -Ja? Ja nic niezwykłego nie przeżyłam. No... do teraz. - zaśmiałam się - skończyłam szkołę i chciałam spędzić wakacje razem z przyjaciółką. Ale wyszło jak wyszło.
   -Lubisz przygody co nie? - przystanął ponownie i spytał z innej beczki. W tym samym momencie jego lewa ręka powędrowała w stronę mojego biodra i znacznie mnie przybliżyła do niego. Stanęłam jak wryta, gdy swoją prawą dłonią delikatnie zaczął odgarniać moje wilgotne kosmyki włosów, które opadły na twarz. W pewnym sensie wystraszyłam się.
   -Wracam do innych. - odezwałam się nagle i szybko odwróciłam się na pięcie.
Chłopak stał jeszcze chwilę, po czym na nowo ruszył w swoim kierunku. Byłam lekko zszokowana tą, co prawda, drobną sytuacją. W drodze powrotnej zastanawiałam się o co mu chodziło, pytając mnie czy lubię przygody. Nie lubie, wolałabym być już w Porto Rico, a nie na zasranej bezludnej wyspie. No teraz to już zaludnionej wyspie.
   -Abi coś nie tak? - zapytała Sherii, gdy doszłam już do obozowiska.
   -Nie, wszystko dobrze, pić mi się chcę. - skłamałam i usiadłam na dużej drewnianej kłodzie - co się tak zapatrzyłaś na te drewno Sherii?
   -Nie, nic, a może jednak mała sprawa, ale w tajemnicy, ok? - przytaknęłam głową - dzisiaj w nocy za tą kłodą, na której siedzisz bawiłam się z Niallem.
   -Że co kurwa! - krzyknęłam i z obrzydzeniem wstałam jak poparzona - teraz mi o tym mówisz, fuj...
Przyjaciółka nie mogła powstrzymać śmiechu.
   -Ale zajebiście było - odparła rozmarzona i odeszła.
Ja za to by poczuć się bardziej komfortowo postanowiłam wykąpać się w morzu. Może słona woda zdezynfekuje moje obrzydzenie. Ściągnęłam z siebie ciuchy wierzchnie i wskoczyłam do ciepłej wody. Było bardzo przyjemnie. Co jakiś czas podnosiłam nogę i cicho pisnęłam, gdy pod nogami zauważyłam przepływającą kolorową rybkę. Nieopodal zauważyłam Harrego, który właśnie zmierzał w moją stronę.
   -Fajnie we wodzie? - spytał retorycznie i zaczął wchodzić głębiej. - myślę, by znowu zapuścić się w dżunglę.
   -Nie, to jest strasznie niebezpieczne. Już was nie puścimy tam.
   -W dżungli może być wiele przydatnych dla nas rzeczy i może się okazać, że nie będzie trzeba ich głęboko szukać. Tylko trzeba poszukać od innych stron plaży. Myślę, byśmy to my dzisiaj poszli.
   -My? Ja i Ty?
   -I Zayn, już mu mówiłem i stwierdził, że nie zostawi Cię i idzie z nami.
   -Jak to dzisiaj? Zaraz będzie się ściemniało. - podniosłam głos, a Harry uciszył mnie.
   -Nie tak głośno, pójdziemy jak wszyscy zasną. Myślę jeszcze by Hectora wziąć ale...
   -Nie! - przerwałam mu. - na pewno go nie bierzemy. Niech tu zostanie.
   -No dobra, czyli godzisz się?

   -Ok, niech będzie, boję się ale nich będzie.
Gdy słońce zaczęło chować się za krańcem morza, jak codziennie, chłopacy rozpalili ognisko. Dzisiaj wyjątkowo szybko wszyscy pokładli się spać i nasz plan mógł bardzo szybko się ziścić. Wstałam i poszłam załatwić swoje sprawy, a przy okazji rozejrzałam się czy wszyscy już śpią. Wyglądało na to, że tak, Sherii spała w objęciach Nialla, Louis chrapał leżąc bokiem odwrócony w stronę morza, Harry i Zayn leżeli i udawali, że śpią tak jak zaplanowaliśmy. Olivia, spała odwrócona twarzą do torsu Hectora i tylko ten czarnowłosy, tajemniczy chłopak wciąż wyglądał jakby na okrągło czuwał. Podeszłam jak najciszej do Harrego i dotknęłam go dając mu sygnał do wstania, po chwili zrobiłam to samo z Zaynem. Chłopcy wstali i po cichu oddaliliśmy się od grupy.
   -Więc gdzie zaczynamy naszą podróż? - spytał Zayn, gdy już byliśmy z dala od obozowiska.
   -Myślę, że możemy tutaj. -odpowiedział Harry i skręcił w stronę dżungli.
Miałam chwile zawahania by znowu wejść w tę dzicz, w której może nas spotkać wszystko.
  -Jestem cały czas za Tobą Abi. - powiedział opiekuńczo Zayn i delikatnie popchnął mnie stronę lasu. Chłopak chwycił mnie od tyłu za biodra i prowadził za Harrym.
W nocy było tutaj jeszcze bardziej przerażająco, niż w dzień, gdy słońce stara się przedostać przez gęste i duże liście przeróżnych dziwnych drzew. Odgłosy dżungli wywoływały u mnie ciarki na całym ciele. Szłam tuż za Hazzą, cały czas także trzymałam Zayna na tyle blisko, że czułam często jego dotknięcie.
   -Sądzę, że tutaj zrobimy sobie postój, na drzemkę. - zaproponował Harry.
   -Tutaj? O matko, to będzie najgorsza i najdłuższą noc w moim życiu. - przyznałam, na prawdę przerażona.
Harry położył się gdzieś pod drzewem, Zayn po prostu na ziemi, a ja przez dłuższy czas szukałam miejsca dobrego choćby na przykucnięcie. W końcu, gdy żadnego nie znalazłam, ukucnęłam przy Zaynie i próbowałam do niego zagadać, jednak chłopak był bardzo zmęczony i rozmowa się nie kleiła.
   -Chodź tu Abi. - powiedział i pociągnął mnie za ramię, tak, że wylądowałam koło niego. - i teraz śpij już Słońce.
   -Boję się, że nie przeżyjemy. - wyznałam wtulając się w niego.
   -Przeżyjemy, obiecuje Ci to, pamiętasz wtedy na morzu? Tam także Ci obiecywałem, że przeżyjemy i widzisz. Żyjemy i... i jesteśmy razem. - stwierdził i pocałował mnie.


OD AUTORKI: Rozdział 10 dodałam prędzej dlatego, że przez miesiąc zaniedbałam opowiadanie. Mam nadzieje, że się podobał. Wszystkie uwagi pozostawcie w komentarzach :) :)

7 komentarzy: