Jaskinia, którą znaleźli Zayn z Abi była na prawdę oszałamiająca. Nie wspomnieli o jeziorze, które mieściło się w środku. Jako pierwszy wskoczyłem do przyjemnie chłodniejszej wody. Było cudownie w końcu się ochłodzić. Żałowałem, że wcześniej
tego miejsca nie znaleźliśmy. Praktycznie mieliśmy je koło nosa. Na myśl przyszła mi od razu pomysł, by następnym razem przyjść tutaj z Abi. Ta woda nie jest słona, więc na pewno z chęcią weszłaby do tej wody.
Dziewczyna na prawdę mi się podobała, była prześliczna, nawet jak się denerwowała. W głębi ducha cieszyłem się, że siedzimy na tej wyspie, gdyż dziewczyna mi nigdy nie ucieknie. Miałem nadzieje, że Zayn z Abi w końcu pokłócą się, a ja ją zyskam. Choć coraz bardziej martwiło mnie to, że Zayn nie miał powodów, by się z nią kłócić, chociaż z natury jest konfliktowy. W każdym razie i tak nie traciłem nadziei. Trochę mnie bolało, że tak szybko przestałem o nią zabiegać. Szczerze po tym jak mnie odrzuciła przy stoliku w restauracji, odpuściłem ją sobie. I zająłem innymi dziewczynami, które chciały zostać poderwane przeze mnie.
Czasem w nocy nachodziły mnie myśli o tym, by ją porwać jak Hector. Ten koleś to sobie dobry sposób wymyślił, lubiłem go i to z nim ukryliśmy telefon Olivii. To był jego plan na dłuższe pozostanie na wyspie. Jednak po tym jak dowiedziałem się, że zabił własną dziewczynę, by mieć Abi i dodatkowo tak ja skrzywdził to znienawidziłem go całym sercem. To było chore.

-Może jednak nie? - zapytał Niall, próbując ją pocieszyć.
-Mówisz to już piąty raz! Jeśli nie chcesz możesz nigdy się do niego nie przyznawać Niall! Spójrz na mnie! - krzyknęła i wstała, obracając się do nas profilem. - widzisz? Czy wygląda ci to na co innego?
Wskazała na swój goły brzuch, który szczerze nie wyglądał inaczej od zwykłego.
-Właściwie mi na nic to nie wygląda, ale to moje zdanie. - odparł Harry.
-Pół roku przed wakacjami zaczęłam chodzić na fitness i wiem jak wyglądał mój brzuch, gdy wyjeżdżałam na wakacje i nie był taki jakbym nażarła się trzech obiadów.
-Może masz gazy? - zadrwiłem. - właściwie jesteś pewna, że nie przesadzasz?

-Mi się wydaje, że tak ledwo widoczny brzuch ma się w drugim miesiącu, a ona twierdzi, że dopiero co ją zapłodniliśmy. - powiedział Harry, robiąc dziwną minę.
-Nie wiem, nie znam się na ciąży. Mam nadzieje, że to nie moja zasługa, bo takiej żony chcieć nie chcę. Wolałbym Abi.
-Kurwa Louis, odpuść już! Wiesz, że nie będziesz jej miał, Zayn już o to zadba. Jest wpatrzony w nią jak w obrazek. Kocha ją od pierwszego spojrzenia na nią. Daj już im spokój.
Spojrzałem krzywo na przyjaciela i burknąłem pod nosem.
-Właściwie co cie pokusił, by schować ten pieprzony telefon? Już byśmy dawno byli w domu! - dodał.
-To nie ja! To Hector.
-Jak Hector? On nie żyje...
-Ale kiedy żył, kazał schować go bezpiecznie, bo chciał być z Abi.
-Czyli wiedziałeś, że zamierza ją uprowadzić?! - krzyknął Harry,
-Nie. Przysięgam, że nic o tym nie wiedziałem, powiedział mi tylko, że ma jakieś plany co do jej zdobycia i że na tysiąc procent będzie jego i to wszystko.
-Mam nadzieje, bo jakby było inaczej i Zayn by się o tym dowiedział... miałbyś przejebane, z resztą nie tylko od niego Lou. Z mojej strony też dostałbyś w zęby.
Po chwili ciszy, która nastała po jego ostatnich słowach usłyszeliśmy krzyki.
-Co się dzieje? - spytałem, wychodząc z wody i ruszając w stronę wyjścia z jaskini.
Gdy obydwoje doszliśmy do szczeliny prowadzącej na zewnątrz ujrzeliśmy w oddali na niebie helikopter. Nasze nogi same ruszyły biegiem w stronę obozu. Nie daleko przed nami zauważyliśmy resztę, która skakała, biegała i machała rękoma. Wyglądali, jak gdyby zostali zarażeni nagle jakimś wirusem i postradali zmysły.
-Jesteśmy uratowani! - krzyknął Hazza cały czas mnie wyprzedzając.
Helikopter pomału zbliżał się do nas i było widać, że zniża swój lot. Ucieszyłem się ogromnie, choć akcja ratunkowa nie było w moich planach. Zatrzymaliśmy się przy obozie i patrzeliśmy na rozwój zdarzeń. Podmuch wiatru spowodowany obracaniem się śmigieł, był coraz bardziej wyczuwalny. Staliśmy wszystko koło siebie i chroniliśmy oczy przed latającym wszędzie piachem z plaży. Maszyna w końcu wylądowała, a z niej wybiegło dwóch pilotów.
-Jesteście ranni? - zapytał jeden.
-Jesteśmy! - krzyknąłem i wskazałem na ramie Abi.
-Dziękuję. - odpowiedziała dziewczyna i delikatnie uśmiechnęła się do mnie.
-Znaleźliśmy ich, przyślijcie helikopter ratunkowy, mamy mocno ranną. - powiedział drugi pilot przez swoje radio pokładowe.
W następnych minutach przyleciał inny helikopter, a z niego wyleciał tłum lekarzy i od razu zabrali się za Abi.
-Zayn! - zawołała dziewczyna, gdy wsiadała do maszyny i kazali się jej położyć.
-Mogę lecieć z nią? - zapytał jednego z lekarzy.
-Wy wszyscy będziecie zabrani do szpitala, ale helikopter ratunkowy leci szybciej. - odparł mężczyzna.
-Ale to moja dziewczyna! - krzyknął, a medyk kazał mu szybko wsiąść do maszyny.
Naszą czwórkę, zapakowano, zaś do normalnego helikoptera. Wsiedliśmy i od razu dostaliśmy po butelkach świeżej, czystej wody. Z pierwszej chwili miałem odrzut wymiotny, woda smakowała zupełnie inaczej, niż deszczówka, bądź woda ze zbiornika wodnego znalezionego przez nas w dżungli. Po chwili dano nam po kanapkach z masłem.

Helikopter z Abi i Zaynem już dawno zniknął nam z pola widzenia. My dopiero co wzbijaliśmy się w powietrze. Wyspa na której spędziliśmy prawie trzy miesiąca była wielka. Dopiero teraz mogliśmy sobie uświadomić jak wiele rzeczy jeszcze przed nami kryła.
-Nigdy nie leciałam helikopterem. - odparła Sherii i wtuliła się w Nialla.
Chłopak o dziwo przyjął ją z otwartymi rękoma i mocno objął.
-Ja też nie, nie martw się. - odparł Niall.
-A my codziennie latamy, po 50 razy. Codziennie was szukaliśmy. Już traciliśmy nadzieje, akcje poszukiwawcze miały się lada dzień kończyć. Mieliście szczęście, lecz to wszystko dzięki temu telefonowi. - powiedział pilot z uśmiechem.
-Jaki telefon? - spytał Harry.
-Jakąś godzinę temu dzwoniła do nas ta dziewczyna, którą zabrało pogotowie i dzięki temu udało nam się was zlokalizować.
-I dzięki sms. - dodał drugi pilot. - na prawdę macie szczęście dzieciaki.
-Abi się dodzwoniła! - krzyknęła Sherii, a łzy napłynęły jej do oczu.
Harry i Niall spojrzeli na mnie ze złością. Nic nie mówili, ale byłem pewny co bym usłyszał. Nawet ja poczułem się strasznie głupio. Ten telefon nas uratował i gdyby nie Abi zostalibyśmy na wyspie na zawsze i to przeze mnie. Przez mój egoizm.
-Można otworzyć drzwi? - spytałem. - mam ochotę się zabić.
-Nie! - krzyknęli chórem Niall, Sherii i Harry.
-Można mówić, że przez ciebie o mało nie straciliśmy szansy na ratunek, ale nie zupełnie stary. - powiedział Harry i poklepał mnie po plecach.
-Tak właściwie to przez waszą dwójkę w ogóle znaleźliśmy się w tym gównie. - powiedziała Sherii i spojrzała na mnie i Hazze.
-Oj prawda. - przytaknął Niall.
Po niespełna 30 minutach lądowaliśmy już na dachu ogromnego szpitala. Śmigła maszyny przestały się kręcić, a my wysiedliśmy i trafiliśmy w ręce personelu medycznego.
Rozdzielili nas, poszedłem za lekarzem, który był mi przydzielony. Zaprosił mnie do swojego pokoju.
-No i jak tam? Trzymamy się? - spytał siadając za swoim biurkiem.
-Jakoś tak. - odparłem.
-Nic nie boli? Nic cie nie pogryzło? Niczego podejrzanego nie zjadłeś? - zaczął zadawać pytania, po czym wstał i zaczął od przebadania mojego gardła i węzłów chłonnych.
-Lekkie odwodnienie, zadziwiające aż na ponad dwa miesiące na bezludnej wyspie. Co wy piliście? Mam nadzieje, że nie wodę z morza.
-Czasem deszczówkę, ale częściej wodę z takiego zbiornika znalezionego w dżungli.
-Wychudzony. - mówił do siebie i notował w swoich papierach. - teraz pójdziesz się wykąpać pielęgniarka da ci ręcznik i mydło, a następnie wstąpisz pokój obok i całego cie prześwietlimy ok?
Poszedłem tak jak mi kazano najpierw wziąć prysznic, po czym ruszyłem do sali na przeciwko pokoju do którego zawitałem pierwszym razem. Z sali do której zmierzałem, akurat wychodził Harry.
-Cześć stary, jak tam? - spytał.
-Jak na razie dobrze. - odparłem i wszedłem do środka.
-Cześć. To najpierw zrobimy USG. Połóż się proszę tutaj. - poinstruowała pielęgniarka.
Ściągnąłem koszulkę i położyłem się wygodnie. Pielęgniarka nałożyła na mój brzuch zimny żel po czym zaczęła jeździć po nim dziwną aparaturą.
-Wszystko na swoim miejscu, nic nie widać o co można by było zacząć się martwić. Super. - odpowiedziała z uśmiechem i pozwoliła mi się wytrzeć. - w sali obok zbadają ci krew.
Po szeregu wszystkich badań w końcu byłem wolny i usiadłem w poczekalni. Po chwili podszedł do mnie Zayn. Był cały spocony, zdenerwowany.
-Co jest? - zapytałem.

Zupełnie o niej zapomniałem. Przez całe to zamieszanie, zapomniałem o Abi i jej chorym ramieniu, które o mało co nie zostało amputowane przez ostre kamienie w morzu. Ręce zaczęły mi drzeć i myślałem co z nią będzie.
-Będzie dobrze. - pocieszyłem i objąłem go przyjacielsko. - wiesz coś już? Czy rękę można uratować?
-Nie nic, ale... gdy lecieliśmy do szpitala lekarze czarno patrzeli na przyszłość jej ręki. Jednak... nie mówili tego przy Abi, gdy wysiadaliśmy, a Abi zadała to pytanie czy będzie trzeba ją amputować, lekarze ją pocieszali, a mnie poklepali po ramieniu, dając jasno do zrozumienia, że będzie trzeba. - mówił, a z jego oczy wypływało coraz więcej łez.
Jak myślicie co będzie z Abi? Przeżyje? Nie przeżyje?
Rozdział napisany oczami Louisa z dedykacja dla Anonimka ~Vove_Diana :)
Zachęcam do poczytania! :) ------> http://wpotrzasku-grilloo.blogspot.com/