czwartek, 31 lipca 2014
Rozdział 8 - Wędrówka
Nazajutrz obudziło mnie ostre słońce i duszne powietrze. Prócz dręczącego bólu głowy nic mi nie dolegało, czułam się bardziej na siłach niż dnia wczorajszego. Jedynie moje samopoczucie psychiczne było wręcz do dupy. Napadła mnie chandra i od samego rana ryczałam schowana gdzieś za pobliskim połamanym drzewem. Choć co się dziwić. Marzyłam by ten koszmar się skończył, by wrócić do domu. Zaczęłam żałować, że w ogóle planowałyśmy taki wyjazd z Sherii. Gdybyśmy zrezygnowały z rejsu nic takiego by nas nie spotkało, a teraz musimy przetrwać... albo zginąć.
Nie potrafiłam sobie do końca wyobrazić, że jeden niewłaściwy ruch i możemy umrzeć. Nie wierzyłam również w cud jaki nas spotkał, Bóg musiał nad nami czuwać w czasie ostatniej nocy na morzu. Każdy z nas w końcu przeżył, a było to wręcz nierealne. Lecz co mi z tego, gdy teraz musimy walczyć o życie na bezludnej wyspie? Szukać wody, pożywienia, miejsca do spania. Uważać choćby na zadrapania skóry, ktore nie mamy czym zdezynfekować, a mogą doprowadzić nas do poważnej infekcji przez tutejsze zarazki. A wirusy? Szkoda rozmyślać. Jest ich tu pełno i dodatkowo nasze organizmy nie są w żadnym stopniu na nie uodpornione. Chyba wolałam umrzeć na morzu...
Gdzieś w południe, gdy słońce było równo nad nami dosiadł się do mnie Zayn.
-Coś nie tak? - zapytał. - kazali mi do Ciebie nie przychodzić... stwierdzili, że musisz odreagować. Ale ja się boję o Ciebie, więc przyszedłem.
-Jesteś wspaniały - odpowiedziałam zapłakana. - chcę już do domu Zayn. Tak bardzo chcę do domu.
-Wiem ja też chcę. Obiecuję Ci, że już niedługo nas znajdą. W końcu Liam pozostał na statku. Na 1000% ratunek już został wysłany i nas szukają.
-Pewnie masz rację.
-Louis złowił jakiegoś kraba czy coś. Nie jesteś głodna?
-Strasznie jestem - odkrzyknęłam.
Obydwoje wróciliśmy do grupy, która nadal wyczekiwała chłopaków. Harry, Niall i Hector do teraz nie wrócili z dżungli. Spojrzałam po twarzach niektórych, chyba już pomału tracą nadzieje na ich powrót.
-Nie wiedziałam, że aż tak może chcieć się pić - zaczęłam mówić, z nadzieją o wynurzeniu reszty z rozmyśleń. Jednak nie wyszło to za dobrze, bo teraz każdy pomyślał o tym jak bardzo pragnie napić się wody. Louis nawet wstał i poszedł zamoczyć usta w słonym morzu.
-Taa, też nie wiedziałem - odpowiedział Zayn, przyglądając mi się.
Sherii przesunęła się koło mnie i przytuliła.
-Wiecie co? - znowu zabieram głos. - może pójdę się rozejrzeć...
-Nie! - przerwali mi na raz Zayn, Sherii i Olivia.
-Ale nie ma sensu tutaj siedzieć bezczynnie. Jeśli zginęli to zginęli, nie wrócą i nam nie pomogą - powiedziałam, a Olivia zalała się łzami. - musimy zacząć działać. Pójdę wzdłuż plaży, aż zacznie się ściemniać, jeśli nic nie znajdę wrócę.
-Ok, ale pod jednym warunkiem - powiedział Louis. - idę z Tobą.
-Nie! Ja z nią pójdę - wyrwał się Zayn i stanął przed Louisem.
-Tak, lepiej niech Zayn idzie, jak nie wrócą dzisiaj to dzięki Tobie Louis będziemy mieli chociaż co jeść - poradziła Sherii, chociaż domyśliłam się, że chodzi tutaj o to bym została z Zaynem sam na sam.
-Dobra - prychnął Louis i zmierzył wzrokiem Zayna, po czym poszedł z powrotem w stronę brzegu i zabrał się ponownie za złowione ryby.
Sherii znowu przytuliła mnie, a ja szczerze odwzajemniłam jej uścisk.
-Tak więc ustalamy. Jeśli do jutra do godziny 12 nie wrócimy, możecie o nas mówić martwi - odezwał się Zayn i ruszył przed siebie, a ja za nim.
Nasza wędrówka trwała na oko z dwie godziny. Zamiast brzegiem morza szliśmy już brzegiem dżungli, gdzie ogromne liście palm zasłaniały gorące słońce. Z naszej prawej strony dobiegał dźwięk fal morskich, zaś z lewej nie było nic słychać, prócz szelestu liści kołyszących się od lekkiego, gorącego wiatru.
-Zauważyłaś, tą ciszę panującą w dżungli? W nocy było tam głośno jak na imprezie - porównał Zayn i zaczął się śmiać.
-Nie słyszałam - odpowiedziałam, próbując sobie przypomnieć coś z ostatniej nocy.
-Szybko usnęłaś - zauważył Zayn i posłał mi uśmiech.
-Jak myślisz, może te liście przydadzą nam się na zbudowanie jakiegoś szałasu czy czegoś? - zapytał chłopak i wskazał na nieopodal leżące liście palm.
-Może. A widzisz to co ja? Tam między nimi! - krzyknęłam. - tam leżą kokosy!
-O kurna... rzeczywiście. Mamy czym się napić.
Dobiegłam do nich i od razu podniosłam dwie sztuki. Zaczęłam uderzać je o siebie, jednak nic to nie dało. Skorupa ani nie nabawiła się uszczerbku. Wycelowałam i rzuciłam jednym o drzewo, lecz to także wielce nic nie dało.
-Cholera! Jak je otworzymy? - zapytałam zniecierpliwiona.
-Radzę po prostu zabrać je ze sobą i wrócimy już do reszty, co?
Tak też zrobiliśmy, gdy dotarliśmy z powrotem, wszyscy byli ucieszeni, że chociaż dwójka z nas wróciła. A gdy tylko zobaczyli co niesiemy ze sobą, to zeszliśmy na drugi tor.
Przytargaliśmy 10 duży liści palmowych
i z dwadzieścia orzechów kokosowych. Louis już po chwili otwarł jednego kokosa i od razu wypił jego zawartość.
-Jak to zrobiłeś? - zapytał zdziwiony Zayn.
-Normalnie. Uderzyłem dwoma orzechami o siebie. A dokładnie tą częścią z oczkami.
Spojrzałam na Zayna, a on na mnie. Po chwili Louis ponownie otwarł z łatwością dwa kokosy i wręczył jednego mnie, a drugiego Olivii. Po wypiciu mleka kokosowego czułam się o niebo lepiej. Jakby napój ten miał jakąś magiczną specjalność. Następnie wypiłam drugiego kokosa, a środek zostawiłam sobie na potem.
Gdy słońce pomału zaczęło znikać za horyzontem Zayn zajął się rozpaleniem ogniska, a Louis nadal próbował łowić ryby. Powoli wychodziło mu to coraz lepiej, mieliśmy już coraz więcej ryb do pieczenia nad ogniem.
Siedziałyśmy sobie z Olivią i Sherii delektując się kokosami, gdy nagle z krzaków dobiegł jakiś głośny szelest. Od razu zaczęłyśmy krzyczeć i biec w stronę brzegu, gdzie stał Louis i łowił nam kolację.
-Ej! Przepędziłyście ryby! - zaczął wrzeszczeć. - co się do kurwy stało?
Jednak szybko urwał swoje wrzaski, ponieważ dostrzegł, że coś rusza się na obrzeżach dżungli. I sam zaczął się denerwować.
-Zayn idź to sprawdź - powiedział spłoszony i wszedł głębiej do wody.
-Chyba Cię pojebało - odpowiedział czarno włosy i usiadł się we wodzie.
Po chwili z wrzaskiem wybiegło z dżungli trzech chłopaków. Zaczęłyśmy krzyczeć z dziewczynami. Dopiero po chwili dostrzegliśmy, że to Niall, Harry i Hector. Pierwsza zauważyła to Olivia i od razu zaczęła biec w stronę swojego chłopaka, by po chwili rzucić się mu w ramiona. Byłam zdumiona, gdy zauważyłam, że Sherii ze łzami w oczach zaczęła iść w stronę Nialla i również mocno go objęła.
-Tylko ja samotny - zażartował Harry i uściskał wszystkich po drodze. - co się działo jak nas nie było? Jakieś nowości? Ktoś o nas pytał z jakiś ratowników?
-Tak byli tutaj, pytali czy chcemy wracać, ale powiedzieliśmy, że tutaj jest fajnie i mają nas zostawić - odezwał się Zayn, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Mamy wodę - powiedział Hector.
-A my mamy ryby i kokosy. Częstujcie się - odparłam. - i opowiadajcie jak było w dżungli.
Chłopcy opowiadali nam już do późnej nocy co się z nimi działo. Po raz pierwszy kładłam się spać nasycona i napojona. Jednak nadal zasypiałam z myślą o powrocie do domu.
OD AUTORKI: Rozdział 8 jest co prawda krótki i mało w nim akcji, ale już w następnym możliwe, że zacznie dziać się coś więcej ;) Pozdrawiam :*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
nie mogę się już doczekać nexta ;)
OdpowiedzUsuń.
OdpowiedzUsuńNie mg sie doczekac <3333
OdpowiedzUsuńZarąbisty rozdział :D Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D Pozdrawiam :D :* /K.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział czekam na nn , szkoda że nic się nie wydarzyło na plaży z zaynem jak wtedy poszli razem :/
OdpowiedzUsuńCześć! Po tak długim czasie (wybacz! ;C) w końcu na ocenialni pojawiła się ocena Twojego opowiadania.
OdpowiedzUsuńGorąco zapraszam do zapoznania się z oceną :)
http://ocenialnia-opowiadan.blogspot.com/'
~Miau.